Życiorys
(humoreska autoironiczna)
gdy byłem chłopcem, chciałem być bombowcem
moimi pociskami były nasiona
które z wizgiem wgryzały się w ziemię
strzelając w niebo gejzerami kwiatów
będąc młodzieńcem, śniłem o panience
zarzucałem wędkę na każde Jej spojrzenie
moje oczy zlizywały z piasku ślady Jej stóp
a serce nadawało niespokojne depesze.
gdy studiowałem, wielkim zostać chciałem
zwysokości trybun rzucałem pochodnie słów
zdobywałem twierdze matematycznych równań
moją batutę znały wszystkie orkiestry świata
jestem dorosły... i zostałem osłem!
Ochota
Była raz sobie mała ochota.
bardzo pazerna na każdą cnotę.
A że samotną być nie lubiła,
to do mężczyzny się przyczepiła.
Mężczyzna, owszem, też ją polubił,
zadowolony z takiej posługi.
Niewiasty kosił z lewa i z prawa,
odpowiadała mu ta zabawa.
Lata płynęły jak strumyk żwawo,
koszenie szło już bardziej ciężkawo,
lecz wszystkie takie kryzysy małe
nasza ochota przezwyciężała.
Aż nadszedł moment, że choć się chciało,
ciało niestety nie posłuchało.
Bo jak się cierpi na uwiąd starczy,
sama ochota już nie wystarczy.
Dziś nasz bohater dał na antenie
w materii owej swe ogłoszenie:
sprzedam ochotę. Nie nowa ona,
lecz wciąż zachłanna, nienasycona!
Podglądacz
Przez dziurkę w drzwiach łazienki
Cię podglądam
zdumiony tym, że mieścisz się w niej cała.
Tak pięknej, nagiej, mokrej Cię pożądam,
kusi mnie każdy zakamarek ciała.
Jestem zazdrosny o wody kropelki
obejmujące Cię czułym strumieniem,
o czarne oczy prysznica niewielkie
zniewalające swym mokrym spojrzeniem.
Chciałbym być teraz ręcznikiem włochatym,
który Cię pieści swymi ramionami,
a także gąbką, która niby statek
żegluje wartko pomiędzy udami.
Szybą, co nagość ostrą Twą rozmywa,
szamponem, który pieni się we włosach,
pastą, co w Twoich ustach się rozpływa,
kaflem, na którym stopy stawiasz bose.
Tak Cię w kąpieli miła podglądałem,
by na dnie serca cudny obraz schować,
lecz mnie znienacka na tym przyłapała
i spod łazienki przegnała... teściowa!
Łono
Żar bije z nieba, pali, więc
wszelkie stworzenie,
przed słońcem pragnie znaleźć skuteczne schronienie.
Lecz pożądaniem wielkim ciało moje płonie.
Ach jakże chciałbym złożyć głowę na twym łonie!
W leśnym ostępie gdzieś się w samotności zaszyć,
stąpając cicho, aby zwierzyny nie straszyć,
zrzucić ubranie, ciało niech chłód wiatru chłonie.
Ach jakże chciałbym złożyć głowę na twym łonie!
Gdzieś nad jeziorem albo wśród kwiecia na łące
przyjmować będę twoje pieszczoty gorące.
niechaj czułością boską cieszą się me dłonie.
Ach jakże chciałbym złożyć głowę na twym łonie!
Posiądź mnie cała, spętaj każdym swym dotykiem,
łaskocz trawy źdźbłem, leśnym uwieraj kamykiem.
Przed zaborczością twoją niech się nie obronię.
Ach jakże chciałbym złożyć głowę na twym łonie!
Tak sobie marzę słodko, gdy upał na dworze,
myśląc, że to marzenie przetrwać mi pomoże.
I niech tym wierszem tylko nie zgorszy się który,
bo cały czas na myśli mam... łono natury!
Śnijmy
Śnijże się śnij mi
piękna istoto,
bo po to żyję, ach, przecież po to!
Kuszące kształty, zwiewna figura,
lecz jak głaz serce, nic tu nie wskóram!
Śnij o mnie, śnijże
nadobna pani
i rozkosz ze snu czerp strumieniami.
Zmęcz mnie, wyciśnij ostatnie poty!
Przecież to tylko są senne psoty!
Śnijmy ach śnijmy nasz
sen tak błogi,
przekroczmy wszystkie rozkoszy progi!
Zatraćmy zmysły w seksu krainie,
bo noc się skończy i sen nasz minie.
Seks
Dzień zaczął się, jak zwykle,
budzika zrzędzeniem.
Pasta znów w tubce zaschła i krany zaspały.
Cztery grzanki z bekonem, parzy podniebienie
mocna Yunan z cytryną - ot, poranek cały.
W pracy – cóż opowiadać – jak codziennie nudno.
Chyba Maliniakowa przesadziła z tuszem.
Szef z tym mysim spojrzeniem i mową marudną
wymądrza się co muszę, a czego nie muszę.
W domu obiad. Normalka: krupnik, wołowina.
Wypiłbym lampkę wina, lecz zgaga mnie piecze.
Potem fotel, gazeta... klamka się zacina?
Spokojnie! Nie uciecze to, co się odwlecze!
Błogi sen migiem zmorzy przed telewizorem.
Sąsiad stuka, więc mała partyjka remika.
A potem „Wiadomości”, film – lubię horrory.
Prysznic, piżama... co tam? Budzik znów nie tyka?
W objęciach snu doczekam ranka następnego.
Znów budzik, pasta zaschła, w kranie letnia woda...
Pyta Pan, co to wszystko z seksem ma wspólnego?
Rzeczywiście, niewiele. A szkoda.... a szkoda...
Cisza
Dzisiaj opowiem Wam o odkryciu,
które mi bardzo pomaga w życiu.
Jeszcze nikt o nim w świecie nie słyszał,
a zatem spokój! Ma tu być cisza!
W szkole na przerwie zła horda dzieci
tupie i wrzeszczy, skacze i śmieci.
Więc włączam chyłkiem me urządzenie;
zapada cisza jak wiatru tchnienie.
W niedzielę znowu byłem na sumie;
proboszcz z ambony krzyczał jak umiał.
Grzmiały też tutti wielkie organy.
Pstryk! Cisza. Spokój. Raj. Błogostanek.
A po południu mecz na stadionie;
w ryku kibiców ryk maszyn tonie.
A na cholerę mi hałas taki!
Naciskam guzik... jak zasiał makiem!
Wieczorem mamy koncert rockowy;
łomot basowej, jazgot solowej.
Włączam więc sprytne me urządzenie,
nastaje cisza mmm... jak marzenie.
Ostatniej nocy za mało spałem,
bo myśli w głowie wciąż harcowały.
Dosyć! Dotykam mego klawisza;
poszły won z głowy! Wspaniała cisza!
Teraz domyślam się moi mili,
że gromkie brawa będziecie bili.
Standing ovation... a niech was licho!
Naciskam klawisz. Cicho. Jak cicho... |
Sklep
Mamy dziś wolny rynek, handel
kwitnie wszędzie,
kto niszę w rynku znajdzie, ten bogaty będzie!
Więc ja też, w tyle nie chcąc być za przekupkami,
umyśliłem otworzyć sklep z pocałunkami.
Mam nazwę odpowiednią: „pod strzałą Amora”,
wszak wiadomo: reklama to handlu podpora.
Towar w szerokiej gamie mam i obfitości,
gwarantowany poziom wysoki jakości.
Są więc na dolnej półce całusy dziecięce,
które poza radością nie znaczą nic więcej,
a wraz z nimi w komplecie są matczyne cmoki,
po których Twa pociecha zaśnie snem głębokim.
Wyżej nieco buziaki przyjacielskie leżą
dla tych, co wciąż naiwnie w to uczucie wierzą,
tuż, tuż obok młodzieńcze: nieśmiałe, subtelne
na romantyczne randki polecam niedzielne.
W centralnej części sklepu całusy miłosne,
szczególnie cenne w parkach, nie tylko na wiosnę.
Za nimi się skrywają bardziej wyuzdane,
do wszystkich części ciała dzisiaj stosowane.
Z lewej model niedźwiedzi, ten co dech zapiera,
na licencji Breżniewa oraz Honeckera.
A po prawej biskupi, bardzo uniżony!
Zaleca się stosować po zejściu z ambony.
I wiele innych jeszcze polecam modeli,
o których żeście nawet w życiu nie słyszeli.
za gotówkę, na kartę na kredyt, na raty,
a w weekendy zapewniam korzystne rabaty.
Na koniec pocałunek jak smak czekolady,
lecz tylko dla wybranki, artykuł spod lady.
Dla kogo te delicje? Nie powiem wam wcale,
ale wie owa Pani o tym doskonale!
Licytacja
Panie i Panowie, witam bardzo
grzecznie
i na licytację zapraszam serdecznie!
Przedmiotem tej aukcji, zaraz to pokażę,
są myśli rozmaite, których mam w nadmiarze.
Na pierwszy zaś ogień oddaję pod młotek
szczególny rarytas, czyli myśli złote.
Ceny wywoławcze więc wygórowane!
Raz, dwa, trzy – pan z wąsem – winszuję – sprzedane!
Swoista atrakcja teraz będzie dana,
bo oto przed wami myśl nieuczesana.
Stąd cena przystępna - kto zechce dać więcej?
Raz, dwa, trzy – ta pani w różowej sukience!
Dla dziewcząt nieśmiałych szczególna radocha,
jako że pod młotek idzie ma myśl płocha.
Nie ma chętnych? Proszę, aż zdziwienie bierze!
Raz, dwa, trzy – sprzedana panu w pulowerze!
A co teraz? Moment, tylko zerknę w listę.
O! Coś podobnego! Me myśli nieczyste!
Wybór mam pokaźny, są nie do zniesienia!
Raz, dwa, trzy – nabywca nie podał imienia.
Pewnie byście chcieli wpaść z deszczu pod rynnę?
Nic z tego, bo teraz są myśli niewinne.
Takie, co grzesznika zmieniają w świętego!
Raz, dwa, trzy – pan z brodą, na spółkę z kolegą.
A oto perełka: moja myśl genialna!
Z nią twa osobowość będzie niebanalna.
Przyniesie bogactwo, reputację, sławę!
Raz, dwa, trzy – sprzedane studentowi z prawej.
Następna pod młotek wędruje myśl głupia,
taka, co rozmówcę twego w mig osłupia.
Każdy ma ich sporo, moje to unikat!
Raz, dwa, trzy – już w służbie będą polityka!
Kolejna na liście jest myśl zakazana.
Cicho sza, bez zgody władz licytowana.
Chętnym o dyskrecję pełną się postaram.
Raz, dwa, trzy – pan z lewej w ciemnych okularach.
Na koniec rarytas: moja myśl głęboka,
która umysł wzniesie w niebo ku obłokom,
odkryje zagadki Bytu i Wieczności!
Raz, dwa, trzy – brak chętnych? O ma naiwności!
Rozmowa z duszą
Nic się nie stało! Zerknij przed
siebie!
Dom się nie spalił, auta nie skradli...
Cicho, bezpiecznie, spokój jak w niebie.
Co się tak trzęsiesz? A niech to diabli!
Tyle lat razem już przeżyliśmy,
miałaś okazję na mnie narzekać.
Z różnych opresji wychodziliśmy,
jakoś nie chciałaś wtedy uciekać!
Pamiętasz gdy się w tłumie zgubiłem
podczas odpustu, jako brzdąc mały?
Boże, jak ja się tam przeraziłem!
A ty? Siedziałaś we mnie czas cały.
Na pierwszej randce z jakiejś przyczyny
serce tupało jak stado jeży,
gdym zajrzał w studnie oczu dziewczyny.
Ty ani drgnęłaś! Trudno uwierzyć!
Albo na studiach, gdy sesja była
i mnie gnębiły całki, różniczki,
mózg panikował, ręka tańczyła...
A ty? Siedziałaś z gracją księżniczki!
Gdy przed ołtarzem śluby składałem,
zdawałem placyk na prawo jazdy,
pierwszy raz w życiu Iłem leciałem...
przeżyłaś dzielnie przypadek każdy.
Teraz, gdy wiosen przybyło trochę
z byle powodu, mój dobry Boże!
na ramię włazisz jak pisklę płoche!
Wracaj do środka! Bo ci przyłożę!
Tadeusze
(wiersz imieninowy dedykowany
przyjaciołom z portali literackich)
Tego wierszyka czytać nikt nie zmusza,
choć będzie miło, gdy jednak zechcecie,
bo to jest wierszyk mój o Tadeuszach
wielkich i sławnych, w Polsce i na świecie.
Wszak Tadeusza Judę za patrona
niejeden rodzic synowi nadawał,
brata Jakuba, co za wiarę skonał
a dziś nam służy w beznadziejnych sprawach.
Od hebrajskiego słowa Taddai imię owo,
odważny, mądry znaczy w naszej mowie.
Że Tadeusze tacy, rzecz nie nowa;
o każdym wielkim warto rzec po słowie.
Pierwszy Kościuszko tymi przymiotami
zabłysnął, wodzem będąc wyśmienitym,
gromił Moskala pod Racławicami,
za oceanem też zbierał zaszczyty.
A Kotarbiński, mędrzec znany, owszem,
prakseologią świat zadziwił wielce,
zaś Sygietyński ze swoim Mazowszem
podbijał kraje i chwytał za serce.
Borowski, pisarz, Wittlin, co kpić lubił,
Gajcy i Kubiak, wytrawni poeci,
Kantor, Fijewski, Melpomeny sługi -
to Tadeusze, chcecie czy nie chcecie!
Dzisiaj emocje niemałe wzbudzają
pan Mazowiecki wraz z ojcem Rydzykiem,
zaś swym talentem gawiedź zachwycają
Drozda, satyryk z Woźniakiem, muzykiem.
A te refleksje w dniu swojego święta
Spisał Tadeusz, kompan portalowy.
W dniu swych imienin o was też pamiętał
Chociaż toasty poszły mu do głowy!
|
|