Nupolis, 26.01.19.. .
Przemówienie Wyraziciela Edwarda Oktara Majora Kręgu Adoratorów Państwa
wygłoszone podczas zimowej sesji Zgromadzenia Reprezentantów Woli Narodu
(przedruk za Heroldem Państwa nr 21/19..)
Czcigodny Porządkowy!
Szanowni Reprezentanci!
Na wstępie chciałbym prosić o wybaczenie mi wszelkich potknięć i
niedociągnięć, jakie mogą mieć miejsce podczas tego wystąpienia. Jedyne, co
może mnie usprawiedliwić, to wzruszenie. Ulegam mu, wstępując na trybunę,
ale ono rodziło się już w trakcie przygotowywania niniejszej mowy mającej -
jestem tego świadom - wymiar historyczny.
O szczególną wyrozumiałość proszę Towarzyszy z Kręgu Adoratorów Państwa,
którzy mnie, niegodnego wybrali, abym przedstawił projekt ustawy zrodzonej z
żaru naszych patriotycznych serc. Trudom towarzyszącym powstawaniu owego
projektu przeciwstawialiśmy nadzieję, że historyczna doniosłość zamysłu
zostanie dostrzeżona i właściwie oceniona przez was wszystkich, czcigodni
Reprezentanci. Nadzieję, a nawet pewność; wszak bezbłędność, z jaką
Zgromadzenie wyczuwało zawsze powszechną wolę obywateli Państwa jest
fenomenem znanym daleko poza jego granicami.
Społeczeństwo nasze dało niezliczoną ilość dowodów żarliwego patriotyzmu i
umiłowania swego Państwa. Więcej: pozostaje ono w ciągłej gotowości dawania
takich dowodów nadal. Wręcz wymaga od nas, Szanowni Reprezentanci stwarzania
takich możliwości, w których spontaniczny ładunek ludzkiej aktywności mógłby
znaleźć ujście godne owych patriotycznych aspiracji zrodzonych w toku
bolesnych nieraz, lecz chlubnych dziejów narodu.
Historia oceni, czy staraniami naszymi czyniliśmy zadość oczekiwaniom
społeczeństwa. I choć aktywność Zgromadzenia na tym polu oceniana jest
wysoko, nie wolno nam spocząć na laurach. Byłoby to zdradą ideałów, jakim
hołduje Naród wiedziony nieomylną ręką Najwyższego Urzędnika Państwa. Ten
bohaterski naród zapatrzony w swego Przywódcę pozostaje w ciągłej gotowości
okazywania Mu swej wdzięczności, swego przywiązania i spontanicznego
poparcia dla Idei w Nim uosobionych.
Tak, Czcigodni Reprezentanci. Wiecie równie dobrze jak ja, że miarą
umiłowania Państwa i Jego Ideałów przez obywateli jest umiłowanie Następcy
Wielkiego Założyciela, naszego Wodza i Męża Opatrznościowego: Najwyższego
Urzędnika Państwa.
Kierowani tym imperatywem, czujący wolę ludu, wielokrotnie inicjowaliśmy
przeróżne akcje dające narodowi możliwość udokumentowania swej wierności,
przywiązania i szacunku wobec NUP-a. Dość wspomnieć choćby program „50
tysięcy pomników na 50-lecie Jego Urodzin” ukoronowany prześwietną,
realizowaną z zapałem przez cały naród inwestycją stumetrowego, animowanego
posągu NUP-a z okresu niemowlęctwa w Jego rodzinnym miasteczku. Albo
„Oblicze”: projekt sadzenia nowych lasów w taki sposób, by z wysokości
orbity satelitarnej tworzyły niezniszczalne, dobrotliwe oblicze NUP-a. Lub
wreszcie przeprowadzoną z inicjatywy i pod patronatem Organizacji
Patriotycznej Młodzieży akcję budowania nowych osiedli z wieżowcami
stanowiącymi jednocześnie dzieła sztuki: popiersie NUP-a - zaiste godzien
naśladownictwa przykład sztuki użytkowej.
Nie da się zliczyć inicjatyw o podobnym charakterze, acz drobniejszych,
takich, które nie otarły się nawet o Forum Zgromadzenia: produkcja fototapet
z wizerunkiem NUP-a i Jego Rodziny, płytek ceramicznych z Jego
Płaskorzeźbami, doskonałych elektronicznych syntezatorów Jego mowy, a nawet
kart do gry z widoczną na rewersie Jego podobizną, itd.
Poprzestanę na tym, świadom, że podobne fakty są Wam, Czcigodni
Reprezentanci, dobrze znane. Lecz trzeba zauważyć, że nie słabnie społeczna
aktywność na tym polu. Nie maleje nacisk obywateli na władzę, nacisk
pchający do tworzenia inicjatyw następnych.
Krąg nasz po raz kolejny wychodzi naprzeciw tym oczekiwaniom. Opracowaliśmy
projekt Ustawy mającej - jak to już na wstępie zaznaczyłem - wymiar
historyczny. Głęboko wierzymy, że zaspokoi ona przynajmniej na jakiś czas
gorące serca obywateli wybijające zgodnym rytmem cześć i szacunek dla swego
Męża Opatrznościowego. Projekt nosi nazwę „Żywy Pomnik”.
Nim przedłożę Wam istotę rzeczy, kilka niezbędnych słów wprowadzenia. Otóż
od kilku lat, mocą poufnej Uchwały Zgromadzenia prowadzone były w Państwowym
Instytucie Biologii i Genetyki intensywne badania i eksperymenty w
dziedzinie tzw. klonowania. Większość Szlachetnych Reprezentantów pamięta
zapewne, że to nasz Krąg był inicjatorem owej Uchwały. Już wtedy zrodziły
się w naszych sercach zręby dzisiejszego projektu. Niestety, badania nie
przynoszą spodziewanych efektów. Opóźniają się. Wysłana do PIBiG Inspekcja
Ministerstwa Poszanowania Państwa trafiła na ślad sabotażu. Ze względu na
dobro śledztwa mogę poinformować jedynie, że aresztowano kilku naukowców,
prawdopodobnie agentów wywiadu nieprzychylnych nam państw, oraz zwolniono
dyscyplinarnie Dyrektora Instytutu, karząc go jednocześnie utratą prawa
posiadania osobistego Wizerunku NUP-a na okres pięciu lat.
Lecz wróćmy do tematu. Pomysł klonowania NUP-a należy przejściowo uznać za
niewykonalny. W tej sytuacji zmodyfikowaliśmy projekt „Żywy Pomnik”.
Modyfikacja, aczkolwiek zasadnicza, nie zmienia istoty rzeczy, istoty idei,
która go zrodziła. O cóż bowiem szło? Wspomniana poufna Uchwała Zgromadzenia
miała stworzyć podwaliny pod program PON - „Powielanie Osobowości NUP-a”.
Wyszliśmy z założenia, że najbardziej optymalny rozwój Państwa zapewniłoby
społeczeństwo, którego jednostki realnie identyfikowałyby się z osobowością
NUP-a. Program PON w jego uproszczonej, wstępnej wersji został zresztą - jak
Wam doskonale wiadomo - zatwierdzony przez Zgromadzenie kilka lat temu i
jest spontanicznie wcielany przez tworzenie Państwowych Ośrodków Edukacji i
Wychowania. Jest to jednak metoda niedoskonała. Powszechnie wiadomo, że nie
da się w sposób identyczny powielić osobowości NUP-a, dysponując nawet
najbardziej efektywnymi systemami wychowawczymi. Na przeszkodzie stoją
uwarunkowania genetyczne.
Dlatego w drugim etapie programu PON przewidywano powielanie osobowości
NUP-a metodami klonowania, które jednak - jak już informowałem - są jeszcze
nierealne.
Istnieje jednakowoż inna droga. Droga naturalnego rozmnażania się NUP-a.
Wiemy, że ma On ledwie trójkę dzieci. A mógłby - licząc skromnie - setki
tysięcy - gdyby wykorzystać choćby nieznaczny procent plemników
produkowanych przez Jego organizm.
Wychodząc naprzeciw społecznym oczekiwaniom, proponujemy więc „Żywy Pomnik”
- program alternatywny. Zostałby on zainicjowany uchwaleniem Ustawy, na mocy
której wszystkie zdolne do poczęcia kobiety z małżeństw bezdzietnych
otrzymywałyby zaszczytną możliwość urodzenia, a w szczególnych,
uzasadnionych przypadkach nawet wychowania potomków NUP-a powstałych drogą
naturalnego bądź sztucznego (decyzję w tej kwestii podejmowałby, rzecz jasna
NUP osobiście) zapłodnienia Jego nasieniem. Należy spodziewać się, że Ustawa
przyniesie radość wielu małżeństwom przeżywającym dramat swojej
bezdzietności. A ileż satysfakcji da kobietom, z pewnością niejednokrotnie
marzącym w skrytości, by nosić w swoim łonie potomka Wielkiego NUP-a.
Aby nie stwarzać dyskryminacji, można zapewnić prawo do posiadania potomka
NUP-a również małżeństwom posiadającym dzieci oraz wdowom i pannom, o ile
spełniałyby odpowiednie warunki ekonomiczno-moralne.
W ten sposób, zapewniając przyszłemu Państwu szeregi idealnych obywateli
będących niemal doskonałym „powieleniem” NUP-a, dajemy jednocześnie nowy
upust społecznej aktywności ze szczególnym dowartościowaniem kobiet, którym
stwarzamy możliwość przeżycia satysfakcji z najbardziej zaszczytnego sposobu
wypełnienia patriotycznego obowiązku wobec Państwa.
Dziękuję za uwagę.
* * *
Nupolis, 15.03.19..
Fragment scenariusza odcinka serialu TV „KU PRZYSZŁOŚCI” pt. „Gość w dom”
(reż. Rajmund Arnad)
Tło czołówki: Kamera
śledzi sylwetkę Gertrudy pojawiającą się i znikającą w gąszczu ulicznego
tłumu. Gertruda idzie swobodnie, radosnym, tanecznym krokiem. Zbliżenie
kamery; ręka odgarnia niesforny kosmyk włosów, beztroska twarz. Wtem pod
nogi wpada jej mały dzieciak biegnący za piłką. Przewraca się. Gertruda
podnosi go troskliwie, otrzepuje z kurzu, przykuca. Dzieciak patrzy na nią
zaskoczony. Najazd kamery na jego twarz, przebicie - twarz Gertrudy. Znów
twarz chłopca, rozmycie, powrót do ostrości: widoczny wizerunek NUP-a,
który, po kilku sekundach, falując, znika. Znów twarz chłopca, już
uśmiechnięta. Odjazd kamery. Chłopak wyrywa się Gertrudzie, przypomniawszy
sobie o piłce. Kobieta patrzy za nim rozmarzonym wzrokiem. Nagle odwraca się
na pięcie i, podskakując niby mała dziewczynka, biegnie w kierunku domu.
Kamera śledzi ją, znikającą w tłumie.
Pracownia Zenona. Półmrok. Zenon siedzi przy biurku tyłem do kamery.
Pracuje. Blat pokryty papierami, walają się wykresy, wydruki komputerowe.
Kamera zbliża się powoli do głowy mężczyzny. Przez moment w kadr wchodzą
kobiece dłonie. Cięcie, obraz z przodu: zbliżenie twarzy zaskoczonego
Zenona. Pod jego podbródkiem splecione kobiece dłonie, w granicach kadru
widoczne pukle włosów. Odjazd, Zenon podnosi głowę, usiłując zerknąć na
Gertrudę, która wtula się policzkiem w jego włosy. Mężczyzna delikatnie
uwalnia się z objęcia.
- No co? - pyta nieufnie - Skąd ten humor? Już ci przeszło?
- Och, kochanie! - dłoń pieści jego policzki; kamera drobiazgowo
rejestruje ruchy palców. - Nareszcie!
- Co się stało?
- Nie rozumiesz? Dostanę atest!
Zenon zrywa się.
- Żartujesz! Skąd wiesz?
Gertruda dumnie zadziera głowę.
- Elżbieta. Wiesz, że ona...
- Wiem, wiem - Zenon zawiedziony siada z powrotem. - Znów się
skończy jak z przydziałem tych talonów subskrypcyjnych na „Dzieła Wszystkie”
NUP-a. Miałaś je już w garści, przynajmniej według niej...
- Och, krzywdzisz ją! Każdemu może się noga powinąć. Gdybyś spojrzał
obiektywnie... ona naprawdę wiele nam pomogła. Nie rozumiem, czemu ty jej
nie cierpisz.
Zenon wstaje, idzie w kierunku okna.
- Wiesz, że nie lubię takiego załatwiania...
- Nie kłóćmy się teraz! - Gertruda podchodzi doń, oplata mu ręce wokół
szyi. - Nie psuj mi humoru. Najważniejsze, że dostanę ten atest.
Zenon obejmuje ją. Ma szelmowską minę.
- Jeśli to złudzenie ma ci podtrzymać dobre samopoczucie - rozkłada ręce
- nie mam nic przeciwko temu.
Gertruda otwiera usta, zamyka je, znów otwiera. Nagle wybucha szalonym
śmiechem.
- Ty głuptasie! - przytula się do Zenona. - Nadal nie wierzysz!
Dzwonił do niej Berton!
Zenon, zaskoczony, poważnieje.
- Skąd wiesz?
- Sama odbierałam. Chyba nie wątpisz, że poznam Bertona po głosie?
- Berton, powiadasz - Zenon trwa chwilę w zamyśleniu. - A to
dopiero.
Zbliżenie jego rozjaśniającej się powoli twarzy. Cięcie, widok ogólnego
planu. Zenon wyrywa się z objęć Gertrudy, Przemierza szybkimi krokami pokój,
przystaje, drapie się w głowę, znów idzie, znika w kuchni. Słychać hałasy,
brzęk szkła. Kamera śledzi twarz zaintrygowanej kobiety. Po chwili Zenon
wraca z kieliszkami i butelką szampana. Gertruda patrzy nań oniemiała.
- Coś ty! Miał być na Święto Narodzin!
- Musimy to uczcić! - woła Zenon. Jest rozgorączkowany.
Zbliżenie kamery na kieliszki. Słychać huk strzelającego korka, w kadrze
pojawia się szyjka butelki. Kamera wolno wędruje ku górze, zatrzymując się
na profilach twarzy małżonków w uroczystym skupieniu spełniających toast.
Odjazd kamery.
- Nie wierzyłem, że to może się udać - mówi Zenon, siadając. - I to
tak szybko! Przecież ustawa obowiązuje dopiero od dwóch miesięcy!
- I jakie się zrobiły kolejki - zauważa Gertruda. - Ale ja byłam
pewna, że Elżbieta załatwi. Musimy się jej jakoś zrewanżować.
- Oczywiście, oczywiście - Zenon wyraźnie myśli o czymś innym. -
Słuchaj, powinniśmy zastanowić się, gdzie postawimy łóżeczko. Może
zlikwidujemy moją pracownię, ten pokoik byłby w sam raz dla...
Przerywa mu gwałtowny śmiech żony.
- Ależ ty jesteś w gorącej wodzie kąpany! Toż to jeszcze kupa czasu!
Najpierw będą długie badania lekarskie, próbne zdjęcia...
- Zdjęcia?
- Tak. Podobno NUP sam wybiera sobie kandydatki do osobistego...
- Chciałabyś? - to pytanie brzmi jak świst bata.
Gertruda spuszcza wstydliwie oczy. Potem podnosi je. Patrzy na pełną
napięcia twarz męża. Długo milczy. Wreszcie odpowiada drżącym głosem.
- Tak.
Kamera przenosi się na twarz Zenona. Widać ustępujące napięcie. Znów
twarz Gertrudy. Tu napięcie rośnie: kobieta nie umie jednoznacznie
zinterpretować reakcji męża.
- Gniewasz się? - szepcze.
- Nie - odpowiada ciepło, przytulając ją. Kamera obserwuje jego twarz
zza pukli włosów kobiety. Jest to twarz pełna autentycznej satysfakcji.
- Dumny jestem z ciebie.
Gertruda rozjaśnia się powoli, napięcie przechodzi w melancholię. Odjazd
kamery. W kadrze Zenon (od tyłu). Gertruda podbródkiem opiera się o jego
ramię. Jej wzrok wędruje ku górze, po chwili nieruchomieje w wyrazie
błogiego oczekiwania. Kamera czeka chwilę, by wzbudzić zaintrygowanie widza,
po czym wędruje śladem spojrzenia kobiety. Zatrzymuje się na powieszonym nad
drzwiami portrecie NUP-a. Zbliżenie wizerunku aż do momentu, gdy oko zajmie
cały kadr. Rozmycie obrazu.
* * *
Nupolis, 30.03.19.. .
Mieszkanie Klary i Tomasza Penar.
- Panikujesz Klaro. Po
prostu panikujesz.
Z kuchni dobiegał wściekły łomot. Klara zmywała.
- Pewnie. Ja zawsze panikuję. Czy stać mnie na coś więcej niż babskie
histerie?
- Uspokój się - Tomasz wstał ociężale zza stołu, szukając popielniczki. - Są
przecież jakieś granice. W końcu ustawa dotyczy ochotników. Nie odważą
się...
- Ochotników! Boże, jakiś ty naiwny! Oczywiście nie wiesz jak to jest u nas
z ochotnikami. Pewnie zapomniałeś też o sprawie nocnych aktywistów...
- To było co innego.
- Nie przerywaj mi. Ty nawet nie przeczuwasz, do czego oni są zdolni. Nie
wiesz też oczywiście, że wczoraj zabrali Helenę...
- Zwykłe badania okresowe...
- Które potrwają dwanaście dni.
- No i co z tego?
- Dla ciebie nic. Bo niby skąd miałbyś wiedzieć, że za dziewięć dni Helena
ma owulację.
Tomasz zasępił się.
- Coś w tym jest - mruknął. - Jacek nie miał tęgiej miny, gdy go wczoraj
spotkałem. Jak długo oni są małżeństwem?
- Dwa lata.
- To prawie jak my. Ale trudno będzie znaleźć jakąś prawidłowość. Może biorą
alfabetycznie?
- Nie sądzę. Za łatwe. Ludzie zabezpieczyliby się jakoś.
Skończyła zmywać, wytarła ręce i usiadła, sięgając po papierosa.
- A już mi się nie podobało, kiedy wprowadzili obowiązek rejestracji i
obserwacji cyklu menstruacyjnego, pamiętasz?
Tomasz westchnął.
- Mieliśmy poczekać z tym jeszcze pół roku. Nie bardzo stać nas teraz na
dziecko. - Moglibyśmy poczekać. Gdybyś był tak zaradny jak na przykład
Horkar... Jakieś zaświadczenie o czasowej niezdolności, może infekcji
wirusowej, czy ja wiem...
- Skąd ci u diabła znajdę znajomego ginekologa - rozsierdził się Tomasz. -
Horkar to facet bogaty, wszyscy lgną do niego, zresztą ma dobre układy w
dzielnicy z... a co ci się będę tłumaczył. Trzeba było wyjść za niego. Ponoć
szalał za tobą.
Podeszła z tyłu, splatając dłonie pod jego podbródkiem. Przez moment poczuł
sprężystość jej piersi i nagle ogarnęło go pożądanie. Powiódł ręką na oślep,
usiłując pogłaskać ją po policzku.
- Jakie mamy szanse? -spytał.
- Spore - mruknęła, szczypiąc wargami jego ucho. - Za trzy dni owulacja.
- Może się uda. Nie zdążą cię zabrać w tym okresie. Nawet gdyby chcieli. Za
duża bezwładność biurokracji. Ponoć wydają jakiś atest...
Jej dłoń wśliznęła się zgrabnie pod koszulę, pieszcząc owłosiony tors.
Odchylił się, przesunął rękę po krągłych pośladkach. Mięśnie rąk napięły się
znienacka i już trzymał ją mocno. Objęła go rękami za szyję. Długie włosy
łaskotały mu kark, ustępując miejsca gorącym wargom. Podniósł się ciężko z
krzesła, unosząc ją w kierunku łóżka. W tym momencie zaterkotał dzwonek.
Otworzyła oczy, niemile zdziwiona.
- A to kto? - Pewnie Karol. Całkiem zapomniałem. Obiecałem pożyczyć mu
wiertarkę.
Delikatnie postawił żonę na podłodze.
- To nie potrwa długo - dodał, odwracając głowę i puszczając filuternie oko.
Usiadła na brzegu łóżka, odruchowo poprawiając włosy. Z przedpokoju
dochodziły stłumione odgłosy rozmowy. Trwało to trochę za długo; gdy
usłyszała podniesiony głos męża, zniecierpliwiona otworzyła drzwi, omal się
z nim nie zderzając. Z wyrazu twarzy odczytała błyskawicznie, że to wcale
nie Karol przyszedł. Spojrzała w głąb przedpokoju. Ujrzawszy dwóch mężczyzn
w czarnych uniformach ze złotymi lampasami zaniosła się histerycznym
szlochem.
* * *
Nupolis, 04.02.19.. .
Fragmenty konferencji prasowej Rzecznika Urzędu Wykonawczego Państwa Jana
Bru.
R. Perrano(RAI):
Jak przebiega realizacja akcji „Żywy Pomnik” w dwa lata po wejściu odnośnej
ustawy?
Jan Bru: Na dzień wczorajszy w Centralnej Kartotece Państwa
było zarejestrowanych 4912 urodzeń Nupalii - potomków NUP-a. Najstarszy
liczy 15 miesięcy i 3 dni. Około 7400 inseminowanych kobiet znajduje się w
ciąży, różnie zaawansowanej. Wydano ponad 20000 atestów. Urzędnicy i
Państwowa Służba Zdrowia nie mogą sobie poradzić z rejestracją kandydatek. W
punktach rejestracyjnych nadal obserwuje się długie kolejki. Zanotowano w
związku z tym kilka incydentów zakończonych interwencją Państwowej Służby
Porządkowej. Były też próby przekupstwa, lecz są to przypadki odosobnione.
R. Perrano: Chodzi o łapówki od kobiet pragnących uniknąć
inseminacji?
Jan Bru: Zwracam Panu uwagę, że miejsce to nie jest
stosowne do wypowiadania podobnych żartów. O ile jakiekolwiek stosowne
miejsce może tu istnieć. Jeśli mówiłem o przekupstwach, miałem oczywiście na
myśli próby przyśpieszenia aktów inseminacyjnych, lub decyzji o sposobie
inseminacji drogą...ehm...finansowego nacisku na osoby z kręgów
decydenckich. Nie muszę chyba dodawać, że są one i zawsze będą skazane na
niepowodzenie, gdyż uczciwość i lojalność kadry urzędniczej Państwa jest
powszechnie znana i podawana do naśladowania - również w Pańskim kraju,
panie Perrano.
J.Whyle (CNN): A propos, nie podał Pan, ile kobiet
skorzystało z przywileju... no... osobistej inseminacji?
Jan Bru: Nie podałem i nie podam. Jest Pan wystarczająco
długo korespondentem w Państwie, by wiedzieć, że kultywuje ono pieczołowicie
tradycję ochrony sfer życia intymnego swych obywateli. Szalejąca w Pańskim
kraju zaraza rozpasania seksualnego nigdy nie ogarnie naszego narodu pomimo
waszych znojnych wysiłków.
A. Tricke Jr (ABC News): Czy to prawda, że zdarzały się
przypadki sabotowania ustawy?
Jan Bru: Istotnie, w trzech przypadkach doszło do poronień
spowodowanych niewłaściwą opieką medyczną. Winnych zaniedbań lekarzy
pociągnięto do odpowiedzialności. Był też jeden przypadek martwego porodu,
nie mogę jednak podać szczegółów za względu na dobro toczącego się śledztwa.
A. Tricke: Chodziło mi o sabotaż ze strony przyszłych
matek...
Jan Bru: Panie Tricke, czy również Panu mam zwracać uwagę?
O żadnym sabotażu nie mogło być mowy. Te kilka wypadków jakichś
samookaleczeń, które rozdmuchała żądna sensacji zachodnia prasa żadną miarą
nie może być tak interpretowane. Sprawczynie przebywają aktualnie na
szczegółowych badaniach psychiatrycznych, natomiast lekarze odpowiedzialni
za wydanie atestów zostali aresztowani za niedbalstwo. Kandydatka musi być
okazem zdrowia nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. Zdrowy ogół
społeczeństwa właściwie zareagował na Ustawę.
Jean Poquin (AFP): Jednak opozycja zdecydowanie ją potępia.
Jan Bru: Przede wszystkim pragnę po raz kolejny
kategorycznie stwierdzić, że w Państwie nie ma żadnej opozycji. W tym
moralno - ideowym monolicie społecznym egzystuje, co prawda, grupka
nieodpowiedzialnych wichrzycieli prowadząca niezgodną z prawem działalność
podziemną, jest ona jednak tak wyizolowana społecznie, że Służba Ochrony
Państwa nie widzi powodu do interwencji. Nie ma żadnego zagrożenia
bezpieczeństwa Państwa, jak to sugerują niektóre zachodnie dzienniki. Grupa
ta, z właściwym sobie chorobliwym uporem występuje przeciw każdej
patriotycznej inicjatywie, jaka rodzi się w umysłach powszechnie szanowanych
autorytetów. Toteż ich reakcja na „Żywy Pomnik” nikogo nie zaskoczyła.
Sam fakt dopuszczenia do aktywności podobnych grup świadczy o głęboko
demokratycznych, pluralistycznych aspiracjach sprawujących władzę w
Państwie. Zadaje to kłam twierdzeniom rozlicznych zachodnich komentatorów
roniących krokodyle łzy nad rzekomym brakiem swobód obywatelskich,
demokracji i pluralizmu w życiu politycznym naszego kraju. Pragnę w tym
miejscu wskazać na powiązania owego dysydenckiego światka z agenturami
wywiadów nieprzychylnych nam mocarstw. Proszę mi wskazać państwo, w którym
tacy ludzie uniknęliby stryczka lub wieloletniego więzienia...
A. Tricke: Powróćmy jednak do akcji „Żywy Pomnik”...
Jan Bru: Tak więc wszelkie doniesienia prasy zagranicznej
dotyczące rzekomych trudności w realizacji tej akcji mijają się z prawdą i
są obliczone na wywołanie niepokojów społecznych w Państwie. Próby te spalą
na panewce, jak wiele poprzednich; nasze społeczeństwo dało już niezliczoną
ilość dowodów dojrzałości politycznej wyrażającej się przywiązaniem oraz
oddaniem dla Idei Państwa uosobionych w NUP-ie.
* * *
Nupolis, 03.04.19.. .
Dom handlowy „DOSTATEK”
- Ciszej! Bardzo proszę,
ciszej! - piskliwy głos ekspedientki ledwie przedzierał się przez gwar
kolejki, która zakręcała kilkakrotnie w ciasnym pomieszczeniu sklepu tak, że
na dobrą sprawę trudno było prześledzić jej bieg. To też było powodem
nieustannie wybuchających awantur: nie brakowało spryciarzy usiłujących
wykorzystać istniejący bałagan.
Drzwi otwierały się raz po raz. Ludzie zwabieni widocznym przez wystawową
szybę tłumem usiłowali wejść do sklepu.
- Co tu dają? - pytał człowiek w podniszczonej jesionce.
- Ryż rzucili, panie - poinformowała go skwapliwie stojąca na końcu kolejki
starowinka omotana szalem z długimi, czarnymi frędzlami.
- Czy to warto stać? Wystarczy dla nas? - powątpiewał tamten.
- A co mam zrobić, panie? Stanęłam to i stoję. Coś jeść trzeba. A ta szynka
z naprzeciwka - wskazała głową w kierunku drzwi - to nie na mój portfel.
- A na czyj? Może na mój? Do reszty ludzi wy... - rozpoczął człowiek w
jesionce, lecz urwał, podejrzliwie rozglądając się dokoła.
- Przepraszam. Przepraszam bardzo - kobieta w średnim wieku przeciskała się
przez tłum.
- A pani to gdzie - napadła na nią staruszka, lecz zamilkła. Mimo grubego
płaszcza dostrzegła zaawansowaną ciążę. - Ta ma dobrze - zwróciła się do
sąsiadki stojącej przed nią. - Kiedyś to i emeryci byli poza kolejnością...
Ciężarna z trudem dobiła do lady, powodując jeszcze większe zamieszanie.
- A ta gdzie?! Pani, gdzie się pani pcha! Co za nachalstwo!
Nad wszystkimi górował głos zażywnego mężczyzny w kraciastym berecie. Ludzie
stojący najbliżej lady poczęli uspokajać tłum.
- Cicho. Ona jest w ciąży. Ma prawo.
Zrobiło się ciszej. Tylko grubas w berecie nie mógł pogodzić się z sytuacją.
- W jakiej ciąży. Na pewno nosi Nupola w brzuchu - rzucił zjadliwie.
Przez chwilę panowała cisza kompletna, po czym ludzie wrócili gorączkowo do
przerwanych rozmów jak gdyby nic nie usłyszeli. Kobieta w ciąży zrezygnowała
z zakupu i, pochlipując, ruszyła w kierunku drzwi. Ludzie rozstępowali się
obojętnie.
Wreszcie zapanował jako taki porządek. Lecz tłum gęstniał. Facet w berecie,
który właśnie odchodził od lady ni rusz nie umiał sobie poradzić z własnym
brzuchem. Po dłuższej chwili, zasapany i spocony dotarł do drzwi, wyszedł na
ulicę. Nie przeszedł jednak pięciu kroków, gdy czyjeś dłonie ujęły go
delikatnie, lecz stanowczo pod łokciami. Nim się zorientował, zniknął we
wnętrzu samochodu, który ruszył z impetem, nim domknęły się drzwi.
* * *
Nupolis, 05.04.19.. .
Mieszkanie Klary i Tomasza Penar.
- Jak się czujesz?
Tomasz ujął delikatnie dłoń żony. Widok jej czerwonych, spuchniętych od
płaczu powiek wzbudzał ścisk w gardle. Zaciskał mocno zęby i wtedy
przychodziła nienawiść. Zaciskał jeszcze pięści i trwał tak bez ruchu, bez
oddechu, dopóki całe ciało nie zaczynało dygotać. Wolał wówczas wyjść do
innego pokoju. Żeby nie zauważyła.
- Dobrze - odpowiedziała słabym głosem, siląc się na cień uśmiechu.
Wiedział, że to nieprawda. Owszem, fizycznie prawie już wydobrzała. Ale
psychicznie... Zdarzało się, że wpadała w stan odrętwienia i leżała tak
godzinę, dwie... Czasem w takich chwilach dziecko budziło się i zza ściany
dochodził stłumiony odgłos jego płaczu. Nie reagowała. Szedł więc, przewijał
je lub karmił.
- Wychodzę na zakupy. Potrzebujesz czegoś? Pokręciła z wysiłkiem głową, raz
jeszcze usiłując zmusić twarz do uśmiechu. Wyszedł jakiś nieokreślony
grymas. Tomasz spuścił wzrok. Znów poczuł ściskanie w gardle.
- Zaraz się zacznie - pomyślał. Odwrócił się szybko i ruszył w stronę drzwi.
- Tomasz.
Przystanął z ręką na klamce.
- Tomasz. Trzeba coś zrobić. Musimy coś zrobić.
Wrócił, usiadł na brzegu łóżka. Pogładził jej włosy.
- Nic nie możemy zrobić Klaro. TO już jest. Nikt tego nie zmieni.
- Wiem. Ale tak nie można - zmarszczyła brwi, jakby to miało pomóc go
przekonać. - Są inni... inne. Trzeba im oszczędzić tego losu. Ktoś musi to
zrobić. Musi.
Zacisnęła pięści. Teraz ona dygotała. Objął ją.
- Musi - powiedział w zamyśleniu. Milczał dłuższą chwilę, kołysząc ją w
ramionach. Potem rozpoczął z ociąganiem.
- Miało to być nasze dziecko. Widziałem je często, zasypiając. Na pograniczu
snu i jawy. Słyszałem jego kwilenie, śmiech. Czułem jego oddech, równy,
szepczący oddech zdrowego niemowlaka. Czułem jak krąży w nim jego krew. Moja
krew. Patrzyłem jak siada, robi pierwsze kroki... mówi pierwsze wyrazy...
Mama... Tata... Czy ty wiesz - prawie wykrzyczał - że to już za nami? Że to
już się stało, wcale się nie stając? Więc jaki jest sens...
- Właśnie taki jest sens - przerwała mu twardo. - Właśnie taki. Właśnie
dlatego, że to już poza nami. Że tego nigdy nie zaznamy. Wiesz, co to
oznacza? Że zabrano nam wszelki sens. Nasz sens. Nie mamy go. Lecz przecież
nie można żyć bez sensu - dziecko za ścianą zaczęło kwilić, lecz nie
reagowała. - Nie apeluję do twojego humanizmu. Któż go jeszcze zachował w
tych zwariowanych czasach? Ale sens jest naszą prywatną sprawą. Musimy go
mieć. A ja - ja chcę mieć - właśnie taki.
- Dlaczego?
- Już ci mówiłam. Nie z humanizmu. Z nienawiści.
Spojrzał na nią. To nie była ta Klara, którą znał. Jej oczy błyskały
groźnie.
- Przecież są jakieś grupy. Coraz więcej ulotek na ulicach, klatkach
schodowych, w skrzynkach... Nawiążesz kontakt.
Nie prosiła. Rozkazywała.
- Ale jak? Nie znam nikogo!
- Dasz sobie radę. Spróbuj przez Gustawa. Coś, pewnie babska intuicja mówi
mi, że on... Wiem, prawie się nie znacie - dodała, widząc, że otwiera usta.
- Powołaj się na mnie.
Pokiwał głową. Dziecko zanosiło się płaczem.
- Zaczekaj - powiedział. - Dziecko wrzeszczy.
- Dziecko? - zdziwiła się serio. - Jakie dziecko. Nupolek. Niech wrzeszczy.
* * *
Londyn, 04.08 -
12.09.19.. Fragmenty dzienników radiowych BBC
04.08, godz. 9.00
GMT. Jak podaje agencja Reutera, przywódca Państwa NUP ogłosił dziś
o godz. 5.30 czasu lokalnego stan wyjątkowy na terenie całego kraju. Ma to
związek z zagrożeniem bezpieczeństwa Państwa wynikłym wskutek ostatnich
niepokojów społecznych w Nupolis i kilku dużych miastach Państwa. Na ulicach
i szosach pojawiły się czołgi i patrole wojskowe. Wprowadzono godzinę
policyjną, w czasie której wojsko ma prawo strzelać bez ostrzeżenia do
znajdujących się na ulicy przechodniów. Zawieszono działalność wszystkich
placówek kulturalnych, oświatowych, w tym także szkół i uniwersytetów.
Studenci zostali internowani w domach akademickich, zaś robotnikom
kluczowych zakładów produkcyjnych nie wolno opuszczać miejsc pracy. Dokonano
masowych aresztowań wśród przedstawicieli nielegalnej opozycji wywodzącej
się głównie ze środowisk inteligenckich. Czołowym działaczom grożą pokazowe
procesy. Oskarża się ich o zdradę interesów Państwa, brak patriotyzmu i
poczucia Ideałów Narodu, a także o powiązania z agenturami obcych mocarstw.
Środki masowego przekazu w przerwach między emisją marszów wojskowych
informują o całkowitym opanowaniu sytuacji przez - jak to określono - siły
patriotyczne. Istotnie nie udało się stwierdzić wystąpienia jakichkolwiek
prób zbrojnego oporu, lecz w wyniku wprowadzenia znacznych ograniczeń
swobody zagranicznych korespondentów zostali oni skazani praktycznie na
informacje pochodzące ze źródeł oficjalnych.
W wystąpieniu telewizyjnym do narodu, podczas którego zostało ogłoszone
wprowadzenie stanu wyjątkowego, NUP zapowiedział przeprowadzenie szeregu
reform zarówno w sferze gospodarczej, jak też struktur i obyczajowości
politycznej, jednak nie wspomniał nic o ewentualnej rezygnacji z prowadzonej
od przeszło pięciu lat akcji „Żywy Pomnik”, która w ocenie większości
komentatorów była głównym powodem wybuchu niezadowolenia społecznego.
04.08, godz.14.00
GMT. Waszyngton. W wydanym dziś specjalnym oświadczeniu Sekretarz
Stanu Dean Niven określił stanowisko Białego Domu wobec sytuacji w Państwie.
Oświadczenie, zredagowane z dużą ostrożnością, pozwala przypuszczać, że rząd
USA nie zamierza wpływać na rozwój wydarzeń w Państwie drogą nacisków
politycznych bądź militarnych, dopóki rozwój ten nie będzie miał wpływu na
interesy Stanów Zjednoczonych w tym rejonie świata.
04.08, godz.19.00
GMT. Moskwa. W dzienniku „Wriemia” nadano oświadczenie rzecznika
prasowego MSZ Borysa Wołoszczowa. Stwierdził on m.in., że naród i rząd
radziecki z uwagą śledzą ewolucję wydarzeń w Państwie. Jednak, kierując się
jak zawsze zasadą nieingerencji w wewnętrzne sprawy suwerennych państw, ZSRR
powstrzymuje się od komentowania czy wartościowania tych wydarzeń. Niemniej
ZSRR zareaguje ostro i zdecydowanie wobec każdej próby mieszania się innego
kraju w konflikt wewnętrzny w Państwie. Rząd radziecki przestrzega rząd
amerykański przed ewentualną próbą interwencji zbrojnej. Wiadomo, że Państwo
jest terytorium niezwykle atrakcyjnym dla Waszyngtonu pod względem
strategicznym i nie kto inny, a właśnie Amerykanie podejmowali kilka
nieudanych prób instalacji tam swych baz wojskowych. Logika nakazuje zatem
mniemać, iż rządowi Stanów Zjednoczonych zależeć będzie na zmianie układu
sił w Państwie i obaleniu NUP-a.
05.08, godz.20.00
GMT. Paryż. Ministerstwo Pracy informuje, że przebywającym na
terenie Państwa ekipom francuskim montującym elektrownie jądrowe nie zagraża
niebezpieczeństwo. Rząd francuski wystąpił do NUP-a o przerwanie prac i
sprowadzenie ekip do kraju, jednak otrzymał zapewnienie, że zostały podjęte
wszelkie niezbędne środki gwarantujące bezpieczeństwo i możliwość
kontynuowania prac. Rozsiewane przez niektórych parlamentarzystów
opozycyjnych pogłoski o możliwości użycia obywateli francuskich pracujących
w Państwie jako zakładników są absurdalne; Francja, wierna zasadom
neutralności nie zamierza ani dziś ani w przyszłości angażować się w
konflikt w Państwie.
07.08, godz.22.00
GMT. Londyn. Występujący w Izbie Gmin członek opozycyjnej Partii
Pracy, poseł Hartman skrytykował rząd konserwatystów za apatię i niemoc
dyplomatyczną wobec rozwoju wydarzeń w Państwie. Zdaniem Hartmana Londyn
winien wyraźnie opowiedzieć się przeciw reżimowi NUP-a, udzielić moralnego
wsparcia opozycji Państwa walczącej przeciw nieludzkim praktykom aktualnego
rządu, miast wydawać mglistej treści oświadczenia.
08.08, godz.21.00
GMT. Bonn. Kanclerz RFN Joachim Bosch przyjął dziś ambasadora
Państwa Huberta Janckala na jego prośbę. Ambasador przekazał Kanclerzowi
list od NUP-a. Nie wydano żadnego komunikatu, co spowodowało lawinowe
spekulacje komentatorów politycznych.
27.08, godz.18.00
GMT. Z Nupolis nadchodzą nadal sprzeczne doniesienia. Agencja
rządowa informuje o całkowitym opanowaniu sytuacji w kraju. Jednak z
prowincji dochodzą wieści o wzroście aktywności podziemnej opozycji. Rosnące
w liczbę oddziały partyzanckie coraz śmielej atakują posterunki policji i
placówki administracji państwowej. Sądzi się jednak, że brak jest
jakiejkolwiek koordynacji tych działań, co nie rokuje im przyszłości. Rada
Wojskowa Państwa zdementowała niedawne rewelacje na temat występujących
rzekomo różnic w poglądach członków tego gremium. W płomiennym oświadczeniu
zadeklarowała swoją lojalność wobec NUP-a i wezwała naród do konsolidacji
wokół proponowanego przezeń programu reform. Program ten nie został jednak
jeszcze opublikowany.
02.09, godz.14.00
GMT. Madryt. Występujący podczas pierwszego posiedzenia jesiennej
sesji parlamentu poseł Miguel Jacinta reprezentujący ultraprawicowy odłam
partii frankistowskiej poddał surowej krytyce politykę zagraniczną rządu,
której szczególne niedołęstwo ujawniło się przy okazji wydarzeń w Państwie.
Poseł stwierdził, że Hiszpania, utrzymująca tradycyjnie przyjazne stosunki z
Państwem winna zdecydowanie poprzeć NUP-a słowem i czynem. Tymczasem
ograniczono się do zdawkowego oświadczenia.
10.09, godz.18.00.
Tokio. Przebywający W Japonii z wizytą roboczą minister spraw
zagranicznych Polski Jakub Leski powiedział dziennikarzom na konferencji
prasowej, że stanowisko jego kraju w sprawie konfliktu w Państwie
nacechowane jest ostrożnością. Polska zbyt wiele wycierpiała w toku swych
dramatycznych dziejów, by nie umieć docenić aspiracji innych narodów, lecz
uważa, że światowy pokój jest wartością nadrzędną; żadne lokalne interesy
nie mogą jej przesłonić.
12.09, godz.20.00
GMT. Trypolis. Przywódca Libii gen. Kubrak oświadczył, że przesłał
na ręce - jak się wyraził - patriotów Państwa obietnicę, że w razie potrzeby
pośpieszy im z pomocą. Wyraził pełne uznanie dla walki NUP-a z
ogólnoświatowym spiskiem imperialistycznego kapitału. Jego agenci wzniecają
teraz niepokoje w spokojnym kraju, którego obywatele pragną żyć w
poszanowaniu prawa. Szczególnie zbrodniczy udział w tej akcji - oświadczył
Kubrak - ma administracja Stanów Zjednoczonych, uprawiająca zmasowaną
agresję propagandową wobec Państwa poprzez finansowanie działalności
państwojęzycznej dywersyjnej rozgłośni radiowej „Prawa Człowieka”. Zatem
niedawne oświadczenie Sekretarza Stanu USA jest niczym innym, jak dowodem na
hipokryzję, bezczelność i dyletantyzm polityczny prezydenta Croxa i jego
ekipy.
* * *
Londyn, 12.01.19.. .
Wywiad z prof. Jackiem Byrne, dyrektorem Instytutu Politologii Cambridge
University udzielony dziennikarzowi Times'a.
TIMES: Chcielibyśmy
porozmawiać na temat wydarzeń w Państwie, które od kilku miesięcy pozostają
na czołowych stronach gazet świata. Pan, Profesorze jest osobą o zda się
wyjątkowych kompetencjach: habilitacja w problematyce systemów
autokratycznych...
Prof. BYRNE: Tak, ale nigdy nie byłem w Państwie...
T: To nie przeszkadza, może jest nawet okolicznością sprzyjającą - z
dystansu łatwiej o obiektywizm.
B: Niewątpliwie, choć o ten właśnie przymiot w politologii najtrudniej:
pryzmat własnych przekonań - mówiąc językiem fizyka - rozszczepia wiązkę
faktów na widmo teorii silnie zdeterminowane cechami owego pryzmatu. Mówiąc
inaczej, tym razem językiem filozofa, każdy politolog tworzy własną,
niepodważalną paradygmatykę. Lecz akurat w przypadku Państwa sprawa jest
dość prosta: cała światowa opinia zachowuje wyjątkową jednomyślność; myślę,
rzecz jasna, o politologach, nie politykach.
T: Jak choćby w przypadku Hitlera przed wojną?
B: To niezbyt szczęśliwe porównanie. Hitler stanowił zagrożenie dla co
najmniej Europy, podczas gdy NUP praktycznie się nie liczy, przynajmniej
militarnie. I nigdy nie miał takich ambicji. To tylko megaloman - narcysta.
T: Lecz może odegrać rolę języczka u wagi...
B: Każdy może.
T: Przewiduje Pan jego upadek, Profesorze?
B: Do tego nie trzeba być profesorem. To tylko kwestia czasu. Jeśli dyktator
posuwa się do absurdów, zawsze spotka mocną pięść niepokornego ludu. Reakcję
mas może, prawda, opóźnić idący równolegle silny terror, lecz w Państwie
tego brak.
T: Jak Pan sądzi, czemu NUP unika terroru? Czyżby w trosce o twarz na arenie
międzynarodowej?
B: Nie wierzę, by był aż na tyle naiwny. Raczej skłaniam się ku poglądowi,
że on nie umie tego dobrze zorganizować. Jest mistrzem socjotechniki,
psychicznego zastraszania, powiedzmy raczej: nastraszania. Ale nie umie
przeciwdziałać korupcji, która jest bodaj najistotniejszym czynnikiem
erozyjnym w systemach totalitarnych.
T: Więc twierdzi Pan, że NUP upadnie. Co dalej?
B: To kluczowe, lecz jakże trudne pytanie. Po tylu latach rządów
autokratycznych naród, pozostający zresztą zawsze na peryferiach demokracji,
niewiele ma o niej pojęcia. Grozi więc ruch wahadłowy...
T: Ma Pan na myśli silne rządy tej...” drugiej strony”?
B: Tak. Zwłaszcza, że opozycja nie jest skonsolidowana i to, co się tam
dzieje, ma bardziej znamiona rewolucji niż powstania. A powszechnie wiadomo,
jak kończą się rewolucje obalające dyktatora - krwiopijcę... Wobec niemocy
opozycji, kluczowe znaczenie ma postawa armii; wojskowi nie będą kierować
się sentymentami, jedynie trzeźwą kalkulacją strat i zysków.
T: Czy rządy państw demokratycznych mogą coś zrobić w tej sytuacji?
B: Skądże! Sprawa jest na forum międzynarodowym bardzo delikatna. Nadrzędnym
imperatywem w pohelsińskim życiu świata (mam na myśli, oczywiście, życie
polityczne) jest poszanowanie suwerenności każdego państwa. Ponadto w
sytuacji występujących napięć między dwoma rywalizującymi blokami sprawa
Państwa mogłaby okazać się - jak to przed chwilą był Pan uprzejmy zauważyć -
języczkiem u wagi. Proszę spojrzeć na oświadczenia rządów wszystkich
liczących się państw. Jak oni się wzajemnie pilnują!
T: Pozostaje zatem jedynie usiąść...
B: I czekać.
T: Dziękuję za rozmowę.
* * *
Nupolis, 30.08.19.. .
Proklamacja Tymczasowej Rady Przemiany Państwa.
Obywatele!
Córy i Synowie Narodu!
1. Dzień 29.VIII.19.. otwiera nowy etap w historii naszej społeczności. W
tym dniu, po krótkich, acz zaciętych walkach podziemne siły patriotyczne
przejęły władzę w Państwie. Upadł znienawidzony reżim NUP-a. Sam dyktator
zdołał, niestety, w ostatniej chwili zbiec prywatnym samolotem poza granice
naszego kraju, poszukując azylu politycznego, prawdopodobnie w którymś z
państw afrykańskich. Nie oznacza to, że umknie karzącej ręce
sprawiedliwości. Z chwilą powołania do życia odpowiednich ciał prawnych w
Nowym Państwie NUP będzie sądzony zaocznie. Wystąpimy też o ekstradycję
zbrodniarza.
2. Tegoż dnia ukształtowała się Tymczasowa Rada Przemiany Państwa, której
zadaniem będzie:
a. Sprawowanie władzy ustawodawczej i wykonawczej do czasu przeprowadzenia
wolnych wyborów i ukonstytuowania się legalnej władzy
b. Przygotowanie i przeprowadzenie wyborów powszechnych
c. Likwidacja schedy absurdalnego reżimu, który wpędził nas w ponurą koleinę
historii na okres ponad 40 lat. W szczególności ostateczne rozwiązanie
problemu tzw. Nupoli
d. Rozwiązywanie problemów i bolączek Obywateli. W tym celu Rada powoła
odnośne organa terytorialne
e. Zorganizowanie tymczasowej jurysdykcji na szczeblu centralnym i lokalnym
W skład Rady weszli aktywiści działającej dotąd w podziemiu opozycji
politycznej, oraz te osoby ze zwierzchnictwa Sił Zbrojnych Państwa, które w
kluczowym momencie opowiedziały się za ruchem Przemiany. Godzi się
zaznaczyć, że bez tego poparcia powstanie miało nikłe szanse zwycięstwa.
Obywatele!
Zrzuciliśmy z siebie okowy wieloletniej, upokarzającej i absurdalnej
niewoli. Niewoli tym straszniejszej, że narzuconej nie przez obce mocarstwo,
lecz rodzimą dynastię tyranów. Po ciemnej nocy znów zawitało w naszym kraju
słońce. Uroczyście przyrzekamy, że zrobimy wszystko, by jej widmo nie
wróciło da nas więcej. Nauczeni koszmarnymi doświadczeniami, strzec będziemy
wolności i demokracji jak najświętszych relikwii.
Podnieście wysoko głowy! Patrzcie ufnie w przyszłość! Przygotujmy ją
wspólnie. Zróbmy to dla nas. Dla naszych dzieci. Dla naszej wspólnej,
wielkiej Rodziny.
* * *
Nupolis, 04.09.19.. .
Mieszkanie Klary i Tomasza Penar.
Tomasz odłożył słuchawkę.
- Będą za dziesięć minut.
- Słyszysz? Pośpiesz się niezguło! - Klara beształa blondwłosego synka -
Nupola.
- Mamusiu? A po co tam jadę? - pytał malec z właściwą czterem latkom
ciekawością.
- Tysiąc razy ci tłumaczyłam. Wszystkie Nupalie tam się zgromadzą. Będziesz
miał kolegów. Tysiące kolegów - zaśmiała się złowieszczo, chłopczyk nie mógł
jednak wyczuć tej ironii.
- I będziemy się razem bawić? - upewniał się.
- Będziecie. Wszystko będziecie robić razem - powiedziała, dodając w
myślach: „Nawet umierać”.
- A czemu mamusie nie mogą tam być z nami?
- Bo wyszła taka ustawa. Nie nudź. Gotów jesteś? To usiądź sobie i czekaj.
Tomasz chodził z kąta w kąt.
- Nie podoba mi się to - westchnął.
- Co?
- Cała ta... akcja.
- Jak to? Sam jesteś jednym z głównych animatorów.
- Dobrze wiesz, że z twojej inicjatywy. To ty rzuciłaś pomysł. A że nie
chcesz się osobiście angażować w prace Komitetu, wymusiłaś na mnie... Nie
pamiętasz? Tego, że od początku miałem obiekcje też nie?
- Pamiętam, pamiętam. Nie rozumiem po prostu, o co ci chodzi. I skąd te
skrupuły. Ja jestem zadowolona, że w końcu zrobi się porządek z tymi...
- Cicho.
- Co cicho. I tak za chwilę skończy się ta parodia.
- Mamo, co to jest parodia?
- Nie przeszkadza się, kiedy dorośli rozmawiają.
Ilekroć mały mówił „mamo”, Klara czuła jakieś bolesne kłucie w okolicach
serca.
- Może masz rację - odezwał się Tomasz. - Takie życie jak ostatnio jest nie
do zniesienia.. Może nareszcie odnajdziesz się z powrotem - dotknął
nieśmiało jej ramienia. Klara zesztywniała. Westchnął znów i zabrał rękę. Na
powrót rozpoczął swój spacer po pokoju.
- Ale to przecież... ludzie - wrócił do tematu, pełen, widać, wątpliwości.
Klara milczała, lecz jej pełen determinacji wzrok mówił mu wszystko.
Rozległ się dźwięk dzwonka. Tomasz poszedł otworzyć.
- Chodź mały. Przyjechali po ciebie - Klara unikała jak ognia słowa „synku”,
choć kilka razy omal się jej to nie wymknęło. Beształa się wtedy w myślach.
Wstała i odprowadziła Nupola do przedpokoju, gdzie czekało już dwóch
funkcjonariuszy Porządku Obywatelskiego i jakaś niewiasta - może siostra
PCK.
- Pa, mamusiu - malec wyciągnął ręce ku górze, chcąc zapewne przytulić się
do matki, lecz ta udała, że nie dostrzegła tego gestu. Z przymusem
pogłaskała go po główce.
- Pa, dziecko.
- Mamusiu, będziesz przyjeżdżać? Obiecaj!
- Obiecuję.
Tomasz zamknął drzwi za wychodzącą czwórką i spojrzał na żonę. Klara
uniknęła spojrzenia. Weszła do pokoju i zerknęła zza zasłony. Tamci zbliżali
się właśnie do furgonetki. Malec ociągał się z wejściem, zerkając w stronę
okna. W końcu bezradnie pomachał ręką i wsiadł, energicznie popychany przez
jednego z funkcjonariuszy. Mikrobus odjechał. Klara stała jednak dalej przy
oknie, czując, jak całe jej ciało ogarnia znienacka drżenie. Zacisnęła mocno
powieki, spod których uciekły, kręcąc serpentyny po policzkach, dwie
spłoszone łzy.
* * *
Nupolis, 17.09.19.. .
Baza Komisarzy Tymczasowej Rady Przemiany Państwa, Sekcja Interwencyjna.
Tomasz podniósł głowę i
zmęczonym wzrokiem spojrzał na petenta, który stał jeszcze przy drzwiach,
nerwowo mnąc kapelusz.
- Proszę - rzucił krótko. - Co pana sprowadza?
Tamten podszedł szybkimi, kocimi krokami, oparł ręce o blat biurka,
pochylając się nad Tomaszem, jakby chciał wywrzeć wrażenie, że przychodzi tu
jako sprzymierzeniec, do tego z niezwykle ważną, poufną informacją.
- Chciałem... ee... zająknął się - chciałem złożyć meldunek - wyrzucił
prędko.
- Meldunek? - Tomasz zlustrował go podejrzliwie.
- Znaczy... Jestem w posiadaniu informacji niezwykle dla was istotnej...
- Skąd pan wie?
- Co? - spytał z dziecięcym zdumieniem, wyraźnie zbity z tropu.
- Że to dla nas takie ważne.
- No... Tak przypuszczam - przybysz znów zaczął znęcać się nad swym
kapeluszem. Tomaszowi zrobiło się go nagle żal. Iluż to szarych ludzi
przewinęło się już przez ten gabinet w poszukiwaniu sławy lub taniego
chleba... Ich, nieudolne najczęściej, próby żerowania na Przemianie napawały
go zwykłym obrzydzeniem. Szczególnie nie cierpiał typów nachalnych, nie
kryjących się ze swym cynizmem.
- Słucham - powiedział oschle, chcąc dać petentowi do zrozumienia, że jest
raczej intruzem. Tamten, jakby tego nie dostrzegając, pochylił się jeszcze
niżej.
- Mam ich. Wiem, gdzie są - prawie wyszeptał.
- Kto?
- Jak to - kto! Nupole - wypalił nagle rozgorączkowanym głosem. - Ponad
czterdzieści sztuk, dorodne okazy he he - zaśmiał się obleśnie i od tego
momentu na dobre przestał się Tomaszowi podobać.
- Byłoby lepiej, gdyby zostawił pan te problemy specjalnie powołanym do tego
celu organom - rozpoczął szorstko. - Jaki jest pański zawód?
- Reżyser. Ale co to ma do...
- Nie mógłby pan zająć się robieniem filmów? Albo spektakli teatralnych? Wie
pan, ile obecnie teatrów stoi zamkniętych? Wie pan, że w tym kraju jeszcze
nikt nigdy nie wystawiał Ibsena? A Szekspira zna jedynie elita
intelektualistów? Pragnęlibyśmy wrócić możliwie szybko do jako takiej
normalności. Ten naród zasłużył sobie na to, nie uważa pan?
- Rozumiem, rozumiem. Oczywiście, zgłoszę się, to jasne... ale myślałem, że
skoro już odkryłem tę kryjówkę... zresztą... jeśli pan nie chce, pójdę gdzie
indziej - zawiesił głos.
- Co to miało być, szantaż? - kpiącym głosem spytał Tomasz. - Dobrze, niech
będzie, że się przestraszyłem. Przyjmę pańską informację.
Wyciągnął długopis i formularz, pochylił się, pisząc równym, spokojnym
rytmem. Tamten wyciągnął głowę, chciwie rzucając się głodnym wzrokiem na
nowo kreowane litery.
- Gdzie - spytał Tomasz, nie odrywając wzroku od kartki.
- Plac Bohaterów Postępu. Mówię po staremu, bo taki teraz bałagan w całym
mieście... Ludzie samorzutnie zmieniają nazwy ulic, powinniście się tym
zająć, kompletny burdel, mówię panu. Tam jest jakiś zakon, czy co... jedna
taka ubrana na czarno ukrywa je w piwnicy. Wyśledziłem to, gdy schodziłem...
- Dobrze, wystarczy - przerwał mu Tomasz obcesowo, odkładając długopis. -
Może pan odejść.
Tamten stał, ociągając się.
- Coś jeszcze?
- Nazwisko.
- Nazwisko?
- Tak. Niech pan napisze moje nazwisko. Że to ja doniosłem.
„Rzygać mi się chce” - pomyślał Tomasz, ponownie biorąc do ręki długopis. -
Słucham.
- Rajmund Arnad.
Pióro Tomasza znieruchomiało. Na moment podniósł wzrok.
- Arnad? To pan realizował „Ku przyszłości”?
- Tak, ja - odparł tamten nieco zmieszany. - Cóż, każdy z nas ma coś...
Chciałem to jakoś... zrekompensować.
- Zrekompensować, powiadasz pan - Tomasz wstał. Z trudem opanowywał
narastającą wściekłość. Każdy z nas, no no. Lepiej mów za siebie. I
zjeżdżaj, póki masz wszystkie...
Drzwi otworzyły się i wpadł Leon.
- Gdzieś zawieruszyły mi się papiery sprawy Turksa - obrzucił Arnada
ciekawym spojrzeniem. - Nie ma czasem u ciebie?
- Sprawdzę - mruknął Tomasz, wysuwając szufladę z biurka. Przy okazji
wrzucił tam formularz z doniesieniem. Arnad, bacznie obserwujący scenę,
zawołał od drzwi.
- Niech pan nie zapomni o moim doniesieniu!
- Proszę się nie martwić, nie zapomnę. A teraz już naprawdę do widzenia -
Tomasz z trudem ukrywał wściekłość.
Arnad wyszedł. Tomasz wyciągnął z szuflady na chybił trafił kilka teczek.
- O! Ta! - wykrzyknął Leon, wyrywając jedną z nich. Chwilę wertował
pośpiesznie plik dokumentów. - Nie wydaje ci się, że tkwimy już po uszy w
biurokracji? - zapytał z humorem.
Tomasz uśmiechnął się z przymusem. Leon wrócił ku drzwiom, lecz zatrzymał
się.
- Kto to był ten facet? Dałbym głowę, że go już gdzieś...
- Całkiem możliwe. To Arnad.
- Arnad! - Leon gwizdnął przeciągle. - Ta kanalia! Więc nie załapał się do
samolotu NUP-a! Czego on tu szuka u diabła?
- Nic takiego.
- Zaraz bratku - Leon zawrócił od drzwi. - Coś tu knujesz. On mówił o jakimś
doniesieniu. Rozumiem, chowasz to dla siebie, co, kumplowi nie pokażesz? -
klepnął Tomasza po ramieniu. Ten zaklął w myślach i niechętnie wyciągnął
formularz. Leon czytał zachłannie. Po chwili oddał kartkę.
- I ty mówisz: nic takiego - pokiwał głową. - Kawalarz z ciebie.
* * *
Nupolis, 21.09.19.. .
Mieszkanie Klary i Tomasza Penar.
Zesztywniała, ledwie ją
dotknął, lecz tylko na moment. Przezwyciężając odruch, przywarła do niego
całym nagim ciałem, sztucznie i niezdarnie. Czuł to, lecz narastające od
miesięcy pożądanie zagłuszało wszystko. Objął ją mocniej, aż do bólu. Ręce
błądziły po plecach z hamowaną niecierpliwością, zataczając coraz większe
kręgi, docierały ku wypukłościom pośladków. Oddychała chrapliwie. Kiedy
poczuła między udami szorstkie opuszki palców męskiej dłoni, zaczęła
dygotać. Z początku było to nieznaczne mrowienie, lecz szybko przeszło w
febryczną drgawkę. Odbierał ją, przytulony całym ciałem. Czuł, jak walczy z
sobą, nieruchoma, cała zwrócona ku sobie i prędzej od niej wiedział, że
przegra. W nagłym porywie wściekłości oderwał się od niej, odwrócił na drugi
bok, zakrywając głowę poduszką. Przez chwilę w pokoju słychać było tylko
szybkie oddechy oraz przebijające się przez nie od czasu do czasu tykanie
ściennego zegara. Potem usłyszał słabe pociąganie nosem i już wiedział, że
płacze. Odkrył głowę, usiadł, wodząc na oślep ręką po blacie stolika nocnego
w poszukiwaniu papierosów. Znalazł je, zapalił. Przy chybotliwym świetle
zapalniczki kątem oka dostrzegł, że Klara siedzi zgarbiona, z głową wtuloną
w kolana. Trącił ją, wyciągając paczkę, lecz nie zareagowała. Włączył lampkę
nocną i palił, zaciągając się raz po raz z jakąś wściekłą determinacją.
- Coś musimy z tym zrobić - mruknął wreszcie. - To nie może dłużej tak
trwać.
Pochlipywała cicho.
- Nie rozumiem cię - kontynuował, czując narastającą wściekłość i
bezsilność, jak zawsze, gdy płakała. - Najpierw był uraz po tym, jak się z
nim... tego... wiesz - chciał powiedzieć „gziłaś”, lecz w ostatniej chwili
ugryzł się w język. - Potem twierdziłaś, że to przez Nupola. Że jak on
zniknie, wszystko wróci do normy. A teraz jest jeszcze gorzej. Więc co znów
wymyślisz?
Wstała, żeby znaleźć chusteczkę. Wytarła hałaśliwie nos i usiadła z
powrotem, uparcie milcząc.
- Powiedz - zaczął znów, zdjęty nagle litością. - Jeśli czujesz – nieważne,
z jakich powodów - niechęć, wstręt do mnie... powiedz, chcę wiedzieć. Chcę
wreszcie wiedzieć do cholery na czym...
- Nie do ciebie - przerwała mu niespodziewanie. - Do wszystkich. Do
wszystkiego - poprawiła się szybko. - Najbardziej do siebie. Tomek, czy ty
zdajesz sobie sprawę, co myśmy zrobili?
Powiedziała „Tomek”. Pierwszy raz od kilku lat. Dobre i to.
- Z nim?
- Tak. Czy to czujesz?
- Co mam czuć. To nie było moje...
- Milcz.
Jej głos był jak ostrze noża.
- Przecież chciałaś. Sama to wymyśliłaś. Mam ci znów przypominać, że nie
byłem tym zachwycony? Jak mnie namawiałaś?
- Tak, wiem - rozszlochała się. - I to boli najbardziej. To, że nie mam na
kogo zwalić, rozumiesz? Okropność! to było moje... moje dziecko! Było! -
rzuciła się na wznak, wtulając głowę w poduszkę. Tomasz patrzył bezsilne na
jej zgarbione plecy wstrząsane raz po raz spazmami. Zapalił kolejnego
papierosa.
- Coś musimy zrobić. To nie może tak trwać - powtórzył, gdyż nic innego nie
przychodziło mu do głowy. Wyciągnął rękę, chcąc pogłaskać jej włosy, gdyż
nadal czuł litość, lecz trafił na szyję. Znów zesztywniała. Cofnął dłoń i
gwałtownie zerwał się z łóżka. Stanął przy oknie, patrząc bezmyślnie w
mglistą, jesienną noc. Nagle poczuł na plecach jej drobną dłoń.
Znieruchomiał jak gdyby była to lufa pistoletu.
- Tomasz - wyszeptała.
Znów „Tomasz”.
- Daj mi jeszcze jedną szansę. Ostatnią.
Milczał.
- Wyjadę. Załatw mi miejsce... gdzieś na wsi, na jakimś zadupiu. Możesz?
- Mogę.
Milczeli długo. Wreszcie Tomasz spytał z wysiłkiem.
- Wrócisz?
- Wrócę. Jeśli będę mogła... Jeśli będę żyła - poprawiła się po chwili
szeptem tak cichym, że chyba tego nie dosłyszał.
* * *
Los Angeles,
07.10.19.. .”Dokąd zmierzasz, Przemiano?” - reportaż z Państwa zamieszczony
w tygodniku „World Today” nr 41
Jeśli, Drogi Czytelniku,
denerwuje Cię to, że za jeden numer naszego pisma płacisz pięć dolców, to
wiedz, że gdy Ty czytasz go w swym cholernie wygodnym fotelu mając na nogach
cholernie miękkie i ciepłe bambosze, ktoś dla Ciebie nadstawia tyłka w
jakimś niekoniecznie egzotycznym, ale często niebezpiecznym kraju - tak
choćby, jak ja to robiłem w Państwie.
Dziwisz się? Sądziłeś zapewne, że o ile za NUP-a panował tam krwawy terror,
to teraz jest wielki ład i sprawiedliwość? Też tak myślałem przed wyjazdem
do Państwa. I też miałem za złe naszemu Prezydentowi, że jest tak diablo
delikatny, skoro nie chce otwarcie pomóc rebeliantom. Teraz jednak widzę, że
wykazał sporo sprytu, tego, co się nazywa intuicją polityczną. Inaczej nie
byłby zresztą prezydentem, no nie?
Wylądowałem w skwarze południa i od razu czarny Mercedes uwiózł mnie w
kierunku centrum Nupolis: miałem umówione spotkanie z całą plejadą
animatorów Przemiany. Czekali na mnie - zależy im na dobrym imieniu,
przynajmniej w naszym kraju. Rozmawiając z gorącogłowymi powstańcami, którzy
nie zdążyli jeszcze złapać psychicznej równowagi po karkołomnej jeździe z
podziemia do wykładanych lustrami marmurów komnat Urzędu Wykonawczego,
słyszałem zapewnienia - z pewnością zresztą szczere - o tym, że nadrzędnym
celem Przemiany jest wprowadzenie modelu demokracji parlamentarnej w stylu
zachodnim. Opuściwszy jednak ów imponujący pałacyk mieszczący dziś Sztab
Przemiany, naładowany świetlanymi perspektywami, jakie malowali mi pełni
wigoru i entuzjazmu młodzi liderzy Nowego Porządku, szybko zakosztowałem
zimnego prysznica na ulicach, które okazały się jeszcze bardziej szare,
jeszcze bardziej smutne od tych, które pamiętam sprzed lat pięciu, w czasie
względnej nupowskiej stabilizacji. Kolejki, panika, wykupywanie towarów - to
jeszcze nie najgorsze, choć potwierdza się stara prawda, że szarego
obywatela guzik obchodzą przemiany ustrojów, systemów, czy jak je jeszcze
tam zwać. Patrzy on przede wszystkim na własny tyłek (tu raczej brzuch). Kto
wie, czy na tym właśnie nie przewiozą się rozentuzjazmowani, lecz
nieopierzeni jeszcze, pełni ideałów polityczni przywódcy Przemiany. Licząc
na podobny do swego entuzjazm tłumów, ignorują zupełnie może nie całkiem
moralnie jednoznaczną, lecz skuteczną socjotechnikę.
Otępienie i marazm polityczny obywateli Państwa dałyby się jednak nie tylko
wytłumaczyć, ale i znieść. Najbardziej przeraża to, co uczynił z całym
narodem (nie wyłączając aktualnej elity władzy) wirus totalitaryzmu,
skutecznie dawkowany przez obłąkańczy reżim NUP-a i jego poprzedników.
Wszyscy widzą model demokracji przez krzywe lustro kilkudziesięcioletniej
patologii społecznej, lub - w najlepszym wypadku - przez cukierkowy, lecz
równie nieprawdziwy pryzmat mitów o krajach Zachodu, mitów
rozprzestrzeniających się pocztą pantoflową, jako że za NUP-a mało komu
udawało się Zachód zobaczyć. Nie licząc, rzecz jasna sługusów reżimu, ale ci
- z oczywistych względów - woleli trzymać język za zębami, jeśli już nie
musieli - w ramach służbowych obowiązków - pluć na zachodnią rzeczywistość.
Jechałem do Państwa pełen nadziei i wiary. Wracam ze smutkiem i
zatrwożeniem. Widziałem bowiem rzeczy przerażające. W samym dawnym NUPOLIS
(trwa jeszcze plebiscyt na nową nazwę stolicy) postronny obserwator nie
dostrzeże nic niepokojącego, choć w rzeczywistości dzieją się tam rzeczy
drastyczne. Rozpętana histeryczna nagonka na Nupalie (zwane tu pogardliwie
Nupolami), dla których utworzono specjalne getta i obozy koncentracyjne,
mająca w miarę cywilizowany przebieg w stolicy, na prowincji (dokąd się
udałem za niechętnym przyzwoleniem władzy) przybrała postać krwawej jatki,
łańcucha makabrycznych samosądów oraz pościgów.
Widziałem matki z uśmiechem oddające swe dzieci na śmierć. Lecz słyszałem
też histeryczny szloch tych, którym odbierano je siłą. Widziałem gromadę
dziarskich siedmiolatków z zawziętością sfory psów kamienujących swego
rówieśnika - Nupola. Oraz starszych, stojących wokół w kręgu milczącej
aprobaty.
Oglądałem osławione „przyjęcie”: grupa odzianych w smokingi dawnych
funkcjonariuszy znienawidzonego reżimu za stołem nakrytym śnieżnobiałym
obrusem spożywa przy użyciu srebrnych sztućców i w akompaniamencie doborowej
orkiestry własne odchody, podane wykwintnie na talerzach z bośnieńskiej
porcelany.
Widziałem dziewczynki - Nupolki gwałcone przez psy... okropności takich jest
więcej, a wszystko to odbywa się pod płaszczykiem zapowiedzianego w
Proklamacji tzw. ostatecznego rozwiązania problemu Nupoli. Zagadywani o to
przedstawiciele Nowego Porządku (wymusiłem na nich spotkanie po powrocie z
prowincji) zapewniają, że wszystkie te wynaturzone wybryki, nie do
uniknięcia w rwącym nurcie przemian, są ścigane i z całą surowością prawa
karane. Jak z tym jednak pogodzić fakt, że ilość tzw. grup interwencyjnych
rośnie jak grzyby po deszczu? Jeśli intencje władzy w kwestii humanitarnego
charakteru Przemiany są istotnie szczere, to wypada stwierdzić, że utraciła
już ona kontrolę nad sytuacją.
Powstają już grupy, których ambicją jest przywrócenie starego porządku. I
choć władza nazywa je kontrrewolucyjnymi bandami złożonymi z podłych
sługusów NUP-a, to jednak prawda jest taka, że coraz więcej w nich ludzi
dotąd niezaangażowanych, lecz uczciwych, którzy nie mogą bezczynnie
przyglądać się społecznej i moralnej degrongoladzie narodu. W poczuciu
bezsilności wiążą się więc nawet z niedobitkami starej władzy.
Krótki był okres, gdy nad Państwem świeciło słońce. Obecnie znów zbierają
się ciemne chmury. Czy wicher Przemiany zdoła je rozpędzić? Czas pokaże.
* * *
Wioska Masara w okręgu
Lost, 24.11.19..
Klarę obudziło szczekanie
psa. Drżąc z zimna zwlokła się z łóżka i poczłapała w kierunku westfalki.
Było już całkiem ciemno, a o szybki małych okien góralskiego domku rozbijały
się ze smutnym pac pac ciężkie krople jesiennego deszczu.
Poruszyła na oślep pogrzebaczem w prawie wygasłym piecu. Dopiero gdy
dorzuciła kilka suchych szyszek, ogień strzelił jasnym, żywym płomieniem,
oświetlając jej zmęczoną, przedwcześnie postarzałą twarz. Zmrużyła odruchowo
oczy, odszukała lampę naftową i zapaliła ją, starannie dobierając wielkość
płomienia. Nafty było mało i mimo mocnych papierów, jakie mogła przedstawić
w Tymczasowym Gminnym Komitecie Przemiany nie udawało się załatwić więcej.
Po prostu nie mieli.
Napełniła czajnik wodą i postawiła go na fajerkach. Pies ujadał coraz
zapalczywiej, wzięła więc latarkę i, narzuciwszy na ramiona koc, wyszła na
podwórze. Uwiązany na krótkim łańcuchu kundel miotał się w kierunku stodoły,
bezskutecznie usiłując zerwać więzy. Uciszyła go i pchnęła zbite z desek
drzwi. Snop światła omiótł małą przestrzeń. Miała już wyjść, gdy kątem oka
dostrzegła jakiś ruch. Poświeciła dokładniej: w stercie sieczki, którą
przygotował dla jej wychudzonej krowy zacny sąsiad Józef, ktoś siedział.
Podeszła bliżej, rozgarniając nogą paszę. Ujrzała najpierw zniszczony,
ubłocony bucik, potem całą nogę w poszarpanej nogawce spodni.
- Wstań.
Z sieczki wygramolił się, drżąc i pochlipując, chłopiec. Mógł mieć pięć,
może sześć lat.
- Skąd się tu wziąłeś?
Chłopiec patrzył wzrokiem pełnym strachu i pociągał raz po raz nosem. Drobne
kawałki słomy i koniczyny niechętnie odrywały się od mokrego ubrania.
- Boże, jakiś ty mokry. Przeziębisz się. Chodź.
Wyciągnęła dłoń, lecz chłopiec targnął się w kierunku drzwi. Chwyciła go
mocno za rękę i poprowadziła do domu.
Chłopiec pił herbatę, siorbiąc głośno. Zgrabiałe ręce łakomie połykały
ciepło kubka. Klara przyglądała się małej, umęczonej twarzyczce, w której
dominowały szeroko otwarte, ciągle wystraszone oczy.
- Więc nie chcesz nic powiedzieć? - pokiwała głową. - Rozumiem. Nupolek.
Na dźwięk tego słowa chłopiec skurczył się nagle i upuścił kubek. Herbata
polała się cienką strużką po stole, pociekła mu na spodnie, lecz on siedział
bez ruchu, wpatrując się w Klarę przerażonymi oczami. Wstała, wytarła stół,
spodnie i usiadła na powrót, opierając głowę na splecionych dłoniach.
- Co ja mam z tobą zrobić - westchnęła. - Skąd się tu wziąłeś u diabła?
- Mama... - chłopiec próbował mówić, lecz strach i łzy nie pozwalały.
- Mama? Gdzie jest twoja mama?
- Tam - wskazał głową w kierunku drzwi. - Została... Nie mogła. .. kazała
mi... uciekać... - znów drżał. - Na pewno ją ... złapali...
- Złapali? - Tak... Gonili nas - otarł rękawem łzy, tworząc na policzku
błotnistą smugę. Kundel odezwał się znów, lecz jakoś inaczej niż przedtem.
Słysząc to, chłopiec skulił się jeszcze bardziej. Drżał jak w febrze. Klara
otworzyła drzwi.
- Cicho - fuknęła na psa.
Słuchała chwilę. Z oddali, jakby na potwierdzenie słów chłopca dochodziła
wrzawa i jazgot psów.
- Idą jego śladami. Niedobrze - pomyślała.
Zamknęła drzwi.
- Szybko. Schowasz się tutaj - otworzyła skrytkę na warzywa pod podłogą. -
Tylko siedź cicho, bo...
Wrzawę słychać było coraz głośniej. Pogoń wyraźnie zmierzała w kierunku jej
chatki. Przez okno dostrzegła ognie pochodni. Minęło kilka minut, długich i
mroźnych jak zimowa noc. Czekała, nerwowo wyłamując palce. Wreszcie rozległ
się łomot do drzwi.
- Otwierać! W imię Nowego Porządku otwierać!
Zwlekała chwilę, po czym otworzyła drzwi. Wyszła na werandę, zmuszając tym
tłuszczę do cofnięcia się. Kilka tuzinów oczu wpatrywało się w nią z jakąś
zajadłą, dziką determinacją.
- Szukamy zbiega, Nupola. Idziemy jego śladem. Chcemy przeszukać obejście i
dom.
- Nikogo tu nie ma.
Głos Klary był spokojny i stanowczy.
- Wpuścisz nas albo wejdziemy siłą. Reprezentuję okręgowe władze Nowego
Porządku. Mam pełne uprawnienia...
- Tymczasowe władze - poprawiła z naciskiem Klara. - A tu nie masz pan
żadnych uprawnień.
- Kpisz sobie kobiecino - warknął przywódca.
- Nie patyczkuj się z babą - rozległy się głosy. - Deszcz leje, wchodzimy do
środka.
- Stać! - krzyknęła Klara. Ludzie cofnęli się zaskoczeni. - Nie wiecie
szaraczki, z kim rozmawiacie - sięgnęła do kieszeni swetra, wyciągając
dokumenty. Przywódca złapał je i oglądał chwilę w świetle pochodni, po czym
oddał Klarze pełnym szacunku gestem.
- Przepraszamy panią. Skąd moglibyśmy wiedzieć? Lecz ślady prowadzą tutaj,
psy nie mogą się mylić, zobaczy pani jak szaleją. On musi gdzieś tu być...
- Psy szaleją, bo moja suka ma cieczkę - odparowała Klara. - Gdy ją poczuły,
gdzieś miały wasz trop. Patrz pan: ona też ujada jak wściekła.
- Tak... pewnie tak. Jeszcze raz przepraszamy za najście. Przeszukamy
ponownie teren, gdzie złapaliśmy jego matkę.
- Matkę? Coście z nią zrobili?
- Jak to co. Wiadomo - przywódca wykonał charakterystyczny ruch ukręcania
głowy. Rozległy się śmiechy aprobaty.
- Tak bez sądu?
- Sami jesteśmy sądem. Nasza jedyna szansa to stanowczość i szybkość. I w
tym jesteśmy dobrzy.
- Nie wątpię. Wie pan, jak się nazywają takie działania w krajach
cywilizowanych? Lincz. Doniosę mężowi o waszej działalności.
- Przecież my w dobrej wierze... w słusznej sprawie...
- Wiem, wiem. W imię Nowego Porządku. Żegnam.
Zamknęła drzwi i oparła się o nie, oddychając głęboko. Dziękowała Bogu, że
przywódcy nie przyszło do głowy sprawdzić płci jej psa. Odszukała papierosy,
zapaliła, zaciągając się mocno. Pogoń oddalała się. Weszła do izby.
Odrzuciła chodnik i podniosła klapę. - Wyłaź. Już w porządku.
Chłopiec wygramolił się ze skrytki. Było jej gorąco, więc na powrót
otworzyła drzwi. Malec, jakby opacznie zrozumiawszy ten gest, przywarł nagle
do jej nogi. Przytuliła go do biodra, patrząc w kierunku cichnącego zgiełku
i szczekania psów.
listopad 1987 r.