Religijnie

Home Up

Pokrzepienie

prócz porażającej mrokiem zwątpienia
pustki Kosmosu
prócz dręczącej niepewnością losu
pustki portfela
prócz zionącej chłodem samotności
pustki czterech ścian
jest też
ożywiająca jasnością Wiary
kojąca spokojem Nadziei
tchnąca ciepłem Miłości
pustka Grobu
Chrystusowego
 

Prolog Maryjny

przemykasz jaskółczym mgnieniem
przez pierwsze stronice Genesis
kreślisz ślad Nadziei
zadanej na długie pokolenia
 
powracasz brzemienna Miłością
by w mrokach betlejemskiej groty
urodzić świat
na nowo
 
i już w nim zostajesz
Święta Gospodyni
mielesz piętą kamienie naszych grzechów
wypiekasz rumiane bochny
Słowa
 

Różaniec

Wtedy byłam jeszcze małą dziewczynką.
Szłam do szkoły
gdy jesienny wiatr uderzył mnie w twarz.
 
Zaskoczona nie mogłam złapać tchu,
a on nadal bił
zimnymi, bezwzględnymi podmuchami.
 
Uciekłam w ramiona matki
jak okręt szukający schronienia przed sztormem
ucieka w zacisze przystani.
 
Matka,
głaszcząc me włosy,
powiedziała:
 
Nie lękaj się świata, córeczko.
Wicher jest prawem jesieni,
a mróz jest prawem zimy.
Twardość jest prawem kamienia,
a kąśliwość jest prawem osy.
 
Lecz nie lękaj się świata, córeczko,
bo on jest twoim domem.
Lękaj się przede wszystkim
podmuchów człowieczych serc.
One bywają bardziej suche
niż umarłe studnie.
One bywają bardziej zimne
niż wystygłe słońca.
One bywają bardziej mroczne
niż otchłanie Kosmosu.
 
Wtedy się rozpłakałam.
 
Mamo,
więc jak żyć?
kogo słuchać?
gdzie patrzeć?
którędy iść?
skoro świat jest pustynią?
skoro świat jest lodowcem?
skoro świat jest lochem?
 
Mama
pogłaskała mnie znowu
i wyszła do drugiego pokoju.
Pomyślałam, że po chustkę do nosa.
Ale ona wróciła promienna
i wcisnęła mi w dłoń małe zawiniątko.
Palcami dłoni
wyczułam drobne perełki.
- Co to? - wyszeptałam.
Mama nie odpowiedziała,
Tylko ciągle promienna
zaśpiewała.
 
Jej śpiew rozbiegł się po pokoju
jak grono dokazujących jaskółek.
Drgał jak kropelki rosy
na wargach stokrotek.
Rozpędził chmury,
uciszył wiatr.
Zatrzymywał przechodniów,
i rozpalał w nich pochodnie oczu.
Trwał.
Trwał.
Trwał.
 
Wiele lat minęło.
Słowa matczynej pieśni rozproszył czas.
Pozostał tylko refren:
 
Twój różaniec
pięćdziesiąt paciorków,
jak pięćdziesiąt gwiazd na nieboskłonie.
Twój różaniec,
piętnaście Tajemnic
jak pomocne przyjaciół dłonie.
 
Wiele lat minęło.
Wiele razy
susze bezradności,
mrozy samotności,
mroki zwątpień
wyłuskiwały tamte dziecięce pytania:
 
jak żyć?
kogo słuchać?
gdzie patrzeć?
którędy iść?
 
Wtedy moje ręce
w poszukiwaniu odpowiedzi
wysyłały armię palców,
która przemierzała kamienisty szlak różańca
i docierała do końca:
do małego,
drewnianego krzyża.
 
Opuszki oglądały w zamyśleniu
wypolerowane modlitwą drewno,
a z zakamarków pamięci wędrował ku ustom
refren matczynej pieśni:
 
Mój różaniec,
pięćdziesiąt paciorków,
jak pięćdziesiąt gwiazd na nieboskłonie.
Mój różaniec
piętnaście Tajemnic,
jak pomocne przyjaciół dłonie.
 

Myślą, mową, uczynkiem...

com pomyślał - pomyślałem...
   Obrazy
   przywarły do ściany Czasu
   ślepe na krew za paznokciami wstydu.
   Będą tak tkwiły
   dopóki nie zliże ich
   blask Twego Miłosierdzia.
 
com powiedział - powiedziałem...
   Kamienie
   ruszyły lawiną krzywd
   głuche na skowyt przerażonej krtani.
   Będą tak gnały
   dopóki nie złapie ich
   pułapka Twej Miłości.
 
com uczynił - uczyniłem...
   Rzeźby
   stanęły na drodze Dziejów
   nieczułe na śpiew żył syzyfowych rąk.
   Będą tak stały
   dopóki nie obudzi ich
   wicher Twego Oddechu.
 

Serce kapłana

Serce zostaje dalej, choć odeszło
Ks. Jan Twardowski

taki jest los kapłana
przychodzi
odchodzi
lecz jego serce zostaje
w sercach tych
którym służył
 
serce kapłana
rozmnaża się cudownie
zostaje w naszych sercach
lecz podąża
by nadal się rozmnażać
 
idź więc
i rozmnażaj swoje serce
dawaj je innym
Bóg Ci w tym pomoże
 
a przez modlitwę
pomogą Ci w tym także
nasze serca
 
teraz
już Twoje serca
 

Boże Ciało

asfalt inkrustowany 
kolorowymi płatkami kwiatów
przejętymi swą rolą dłońmi dziewczynek

pieśń z zachrypłych megafonów
przedzierająca się przez żywopłot 
rozgadanych wiernych

kapłan dzierżący 
złote lico Monstrancji
jak snop zboża
 
cztery przystanki
na Drodze Miłości
 

Credo minimum

przed wszystkim
jest Słowo
 
we wszystkim
jest Życie
 
nad wszystkim
jest Miłość
 

Wolność

chleb albo Ciało
wino albo Krew
wybór
należy do ciebie
 

My z XXI wieku

w pęczniejących przybytkach wiedzy
coraz mniej pojmujemy
 
w opłotkach globalnej wioski
poznajemy gorycz pustelni
 
w potężniejącym imperium wszechmocy
desperacko szukamy miłości
 
wsysani w podstępny wir dezorientacji
coraz bardziej potrzebujemy Ciebie
Matko
 
Na dzień Matki Boskiej Zielnej
 

Rozterka

za nami
nienawiść
w zastygłej więzi
z miłosierdziem
 
przed nami
przerażenie
w śmiertelnym zwarciu
z nadzieją
 
Panie, dokąd pójdziemy?
 

Modlitwa

utkałeś namiot nieboskłonu
z nici Myśli
 
ozdobiłeś perłami gwiazd
z ziaren Słowa
 
ulepiłeś plemię Adama i Ewy
z mułu Wolności
 
a ono wielbi Cię wargami
lecz serca ma zimne i puste
jak międzygwiezdne otchłanie
 
wypełnij je Panie Żywą Wodą
ogrzej Płomieniem Miłości
 
wszak miało być
na obraz Twój i podobieństwo
 

Bieguny

obwoźne sado-macho
na biegunie Ciemności
wędrujące Miłosierdzie
na biegunie Światła
 
między nimi rozpostarte
ręce Białego Pielgrzyma
przenoszące nas maluczkich
przez próg Nadziei
 

YHWH

w chaosie i nicości
w krainie Genezy
w wirze Armageddonu
byłem
jestem
będę
 
w przymierzu Materii z Miłością
w nieustającym krzyżowaniu
w narodzinach Słowa
będę
jestem
byłem
 
ponad czasem i przestrzenią
za kurtyną Rzeczywistości
przed wszystkim
Jestem
Który
Jestem
 
YHWH cztery spółgłoski hebrajskie, wg tradycji żyd. objawione Mojżeszowi jako imię Boga
(wg uczonej konwencji wymawiane jako Jahwe)

 

Gdzie jesteś?

powstałem z mułu ziemi
wymarzyłem cię w snach pierwszych
w pierwszych chwilach wytęskniłem
przemierzyłem eden od bramy do bramy
aż na kobiercu Pana w sen zapadłem
obudzony bez żebra
ujrzałem moje marzenie
jak fatamorgana piękne
kość z kości mojej
ciało z ciała mego
 
z pacholęcia wyrosłem
opuściłem ojca swego i matkę swoją
by złączyć się z tobą
przemierzyłem świat od krańca po kraniec
abyśmy byli dwoje
w jednym ciele
 
wciąż tak gnam
nadaremno
 
gdzie jesteś?
 

Ewangelia według Orzecha

lubię te małe ratlerki choć jazgotem uszy dręczą
czasem nawet potargają Szatę lecz to przecież
nie powstrzyma Jego pochodu przez 
przestrzeń aż gęstą od istnień

z tej sympatii to nawet namiot zbuduję
z podłogą solidnie wzmocnioną wiarą 
światłem prześwitującym przez otwory w ścianach 
i sklepieniem pulsującym w rytm serca

w takim namiocie nawet ratlerek może odkryć swoją budę

Ogłoszenie

Szanowni Państwo!
Zapraszamy serdecznie do konkursu!
Może w nim wziąć udział każdy:
duży i mały,
gruby i chudy,
bogaty i biedny,
młody i stary,
uczony i prosty.
Nie ma znaczenia płeć,
stan cywilny,
rasa i narodowość.
 
Jury pod przewodnictwem
Jezusa z Nazaretu
ustanowiło regulamin
zawierający kryteria oceny.
 
Tak więc szansę na sukces mają:
ubodzy w duchu,
cisi i zasmuceni,
łaknący i pragnący sprawiedliwości,
miłosierni i czystego serca,
wprowadzający pokój,
cierpiący prześladowanie dla sprawiedliwości,
którym z powodu dobroci urągają.
 
Nie ma eliminacji,
półfinałów, finałów,
dzikich kart, baraży, repasaży.
Wygrać może każdy,
miejsc na podium wystarczy!
 
Konkurs jest bezterminowy;
możecie wystartować w każdej chwili,
lecz nie przegapcie swej szansy,
bo nie znacie dnia ani godziny!
 
Weźcie udział i wygrajcie
w tych dobrych zawodach!
A potem cieszcie się i radujcie,
albowiem czeka na was
wielka nagroda w niebie!
 
Wszystkich Świętych’2006
 

Kościół p.w. świętego spokoju

Jeden jest
i nie ma innego prócz Niego
miłować Go całym sercem
całym umysłem
całą mocą
i miłować bliźniego
jak siebie samego
daleko więcej znaczy
niż wszystkie całopalenia
i ofiary
Mk 12, 32-34

 
zdobisz choinkę na święta
suto zastawiasz stół
lecz odwracasz wzrok
od zmarzniętej cyganki
 
święconą kredą znaczysz drzwi
swej warownej twierdzy
i stawiasz w oknie gromnicę
widząc wilka w każdym przechodniu
 
w kościele śpiewasz ochoczo
kochajmy Pana, kochajmy Pana!
a echo niesie pieśń
w pustyni serca
 
słysząc słowa
przekażcie sobie znak pokoju
posłusznie przekazujesz go
sobie
 
podziwiasz męczenników
modlisz się do świętych
lecz nade wszystko cenisz sobie
święty spokój
 

Zwątpienie

Więc nieprzyjaciół mam miłować,
oddać im szatę tudzież płaszcz?
Twarda i trudna jest Twa mowa;
jakże jej Panie słuchać mam?
 
A gdy uderzy mnie w policzek,
nadstawić drugi? Lepiej zwiać!
Mam swoją głowę kłaść pod stryczek?
Łotrom, cwaniakom dać się sprać?
 
Dawać każdemu, kto mnie prosi,
w zamian nie biorąc za to nic?
A w imię czego mam to znosić?
Dlaczego mam naiwnym być?
 
Nie mogę sądzić ni potępiać,
lecz miłosiernym mam być, tak?
Rozum wciąż duszę mą zasępia.
Trudna jest Panie mowa Twa.
 

Modlitwa Piotrowa

Jestem chwiejny jak brzoza uległa wiatrowi,
kusi mnie swoim blichtrem jad zabaw uciesznych.
Nie jestem godzien, abyś moją duszę złowił,
odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny.
 
Wciąż stajesz na mej drodze, sieć swoją zastawiasz,
wciąż się wsysasz w mojego życia wir pospieszny,
mimo że Cię odpycham, Ty próby ponawiasz.
Odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny.
 
W pustyni mego serca nie znajdziesz oazy,
trudno, by na ruinach uczuć kwiaty wzeszły.
Wszak zdradzałem Cię Boże już tysiące razy;
odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny.
 
Ja wiem Panie, że umiesz po stokroć przebaczać,
lecz na co Tobie robak taki jak ja śmieszny?
Jakże mi do Królestwa Niebieskiego wkraczać?
Odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek grzeszny.
 
Choć czasem moja dusza jak pisklę chce wzlatać,
lecz jak kamień upada po próbach bolesnych.
Nie daj mi Panie błądzić po bezdrożach świata,
podaj mi rękę Panie, bom jest człowiek grzeszny.
 

Modlitwa drzewa figowego

Zasadziłeś mnie Panie w cudownym ogrodzie,
kazałeś swemu słudze podlewać, nawozić,
nie usycham na słońcu i nie marznę w chłodzie,
lecz nie mogę dla Ciebie owoców urodzić.
 
Minął rok jeden, drugi, mija także trzeci,
tak bym chciało troskliwość Twoją wynagrodzić,
lecz choć wciąż na me liście ciepłe słońce świeci,
wciąż nie mogę dla Ciebie owoców urodzić.
 
Dałeś mi Panie wszystko, czego drzewu trzeba,
nie każdemu się przecież tak dobrze powodzi.
Korzenie prą ku ziemi, korona do nieba,
więc dlaczego nie mogę owoców urodzić?
 
Wszak kocham Ciebie Panie i wdzięcznością pałam,
myślenie, jak to drzewu, z trudem mi przychodzi,
nie mam pojęcia czemu, chociaż tak się staram,
wciąż nie mogę dla Ciebie owoców urodzić.
 
Na dnie lęku, że skończy się cierpliwość Twoja
błyszczy iskra nadziei, że może się zgodzisz
dać mi kolejną szansę rok następny, bo ja
bardzo pragnę dla Ciebie owoc wreszcie zrodzić.
 

Gody w Kanie

wyrzuceni z rajskiego ogrodu
odległości i czasu więźniowie
wciąż cierpiący od miłości głodu
zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie
 
w zaspach grzechów po kolana brniecie
zapatrzeni w swych marzeń miraże
nie zaznacie spokoju w tym świecie
zróbcie wszystko, cokolwiek wam każe
 
gdy okrutna historii wichura
bezlitośnie was smaga po głowie
choć wam przyszłość się jawi ponura
zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie
 
wasze jutro tylko w moim Synu
on jest Światłem na bezdrożach zdarzeń
on przemieni was jak wodę w wino
zróbcie wszystko, cokolwiek wam każe
 

Namiot i dom

gdy jaśniejesz w blasku wiwatów
stąpasz po dywanie sukcesów
smakujesz podziw w lustrze
dyrygujesz czasem i przestrzenią
spójrz w niebo
 
niebo jest twoim namiotem
 
gdy błąkasz się we mgle samotności
marzniesz na lodowcu smutku
toniesz w mrokach zwątpienia
uciekasz przed lawiną zmartwień
spójrz w Niebo
 
Niebo jest twoim domem
 

Głód Pana

jak kwiat głodny słońca
jak step głodny deszczu
jak ptak głodny przestrzeni
jak żeglarz głodny wiatru
jak malarz głodny barwy
jak biegacz głodny lauru
jak poeta głodny słowa
 
tak głodny jestem
Twojej Miłości
 

Odpowiedź

na harfie czasu
Bóg gra symfonię świata
 
jej nuty zlatują na Ziemię
złotym deszczem aniołów
i wpadają w pułapkę
naszych pragmatycznych umysłów
 
dlaczego
głusi na niebiańskie dźwięki
brniemy zanurzeni
w błocie nienawiści?
 
dlaczego
ślepi na złotoskrzydłych aniołów
tarzamy się beztrosko
w słodkim bagnie pożądliwości?
 
dlaczego?
 
bo Bóg
chcąc abyśmy byli
na obraz i podobieństwo
zniewolił się
podarowaną nam wolnością
a my użyliśmy jej
jako szyfru
do zamknięcia serc
 

Na końcu czasu

na końcu czasu
jest ogromne jezioro
o krystalicznej toni
nad którą uwijają się anioły
 
nieskazitelnie białymi skrzydłami
zlizują brudną pianę nieprawości
 
na końcu czasu
jest palmowy zagajnik
w zielonych arkadach
figlują rajskie ptaki
 
wędrujący Oddech Pana
spija kryształowe krople dobroci
 
na końcu czasu
jest trzcinowa chatka
z widokiem na wieczorne zorze
mała ale przytulna
 
wystarczy mi
na wieczność
 

Chleb i Słowo

(vilanella)
 
Nie samym tylko chlebem żywić ma się człowiek.
Twoja nauka jest jedna i po wieki będzie:
winien karmić się Słowem, które mieszka w Tobie.
 
Kto na wezwanie Twoje Panie dziś odpowie,
gdy złote cielce stoją na ołtarzach wszędzie
i samym tylko chlebem żywić chce się człowiek?
 
Dziś autorytet dzierżą nie Twoi mistrzowie,
realnej w świecie władzy raczej nie posiędzie
ktoś karmiący się Słowem, które mieszka w Tobie.
 
Kogóż w dobie konsumpcji w sieć Twych nauk złowię?
Mam na pustyni serca głosić Twe orędzie:
nie samym tylko chlebem żywić ma się człowiek?
 
Myślisz, że ludziom teraz inne rzeczy w głowie,
niż wyścig, kto mocniejszy i bogatszy będzie?
Któż zechce żyć dziś Słowem, które mieszka w Tobie?
 
Gdy głód pożądliwości spędza nam sen z powiek,
każdy z nas jedno tylko musi mieć na względzie:
nie samym tylko chlebem żywić ma się człowiek,
winien karmić się Słowem, które mieszka w Tobie.
 

Paruzja

(vilanella)
 
Napełń mnie Panie swym świętym zapałem.
Drzewo figowe liśćmi już pokryte
a moje serce wciąż jest ociężałe.
 
W mgle samotności szedłem życie całe
rzeki mych uczuć wyschniętym korytem.
Napełń mnie Panie swym świętym zapałem.
 
Tak wiele ludzi w podróży poznałem,
obdarowany sławą i zaszczytem,
lecz moje serce wciąż jest ociężałe.
 
Sam nie wiem kiedy i dlaczego wdziałem
frak nieczułości na miarę uszyty.
Napełń mnie Panie swym świętym zapałem.
 
Wichrem, co kędy chce tchnie porywałeś,
wskrzeszałeś dusze występkiem zabite
a moje serce wciąż jest ociężałe.
 
Który nam czuwać dzień w dzień nakazałeś,
spraw by zmierzch świata stał się dla mnie świtem.
Napełń mnie Panie swym świętym zapałem,
bo moje serce wciąż jest ociężałe.
 

Do Króla Wszechświata

Czemu mnie Królu ciągle zapraszasz?
Na audiencję przyjść nie mam siły,
wszak ziemski padół wciąż potem zraszam
i występują z wysiłku żyły.
 
Czemu Swym palcem na mnie wskazujesz
jakby już innych nie było ludzi?
Przecież mi ciągle czasu brakuje,
horda kłopotów dzień w dzień mnie budzi.
 
Czemu się Królu uparłeś na mnie?
Nie jestem godzien, by Twoje rany
chwałą okryte dotykać jawnie,
Ja, w ziemskim błocie tak utytłany.
 
Podobno Królem jesteś Wszechświata?
Cóż więc obchodzi Cię robak mały?
Który, to prawda, też chciałby latać,
ale mu grzechy skrzydła spętały.
 
Czy każdy może gościć u Ciebie
bez szat godowych, z sercem splamionym?
Pewnie, że czasem marzę o niebie,
że wszystko będzie mi odpuszczone.
 
Ja wiem, dla Ciebie wszystko możliwe,
początkiem jesteś i końcem świata.
Napełń więc moje serce trwożliwe
nadzieją, wiarą, co jak ptak wzlata.
 
Niech zejdą z oczu wszelkie marności,
pokusy w święte szaty ubrane.
Daj udział w twojej Boskiej Miłości
teraz i zawsze. Na wieki. Amen.

 

 

Proza Poezja Publicystyka Religia Fotografia Muzyka