Wyznanie
otuliłaś się
uśmiechniętą kołderką ironii
odbijającą sztychy mych niespokojnych rozważań
które tonęły w szemraniu chodników
nasze cienie
bawiły się w chowanego
z przechodzącymi obok latarniami
gdy zatamowałaś krwotok mych słów
jedynym
kocham
Monolog
stałaś
pośród natrętnej mżawki mych słów
cierpliwa jak jesienny pasażer
czekający wieczorem na spóźniony autobus.
milczałaś
ustami sklejonymi szminką uśmiechu
i tylko łza
która przedarła się przez palisadę rzęs
szepnęła mi szeptem utrudzonego żołnierza
jak bardzo żałujesz,
że nie wzięłaś parasola.
Katharsis
pierwiosnki
więzione do późnej jesieni
w mrocznych gruczołach lęku
tajemnice
zamknięte bezwiednie
w błękitnych kroplach milczenia
niewolnice
zerwane z łańcucha rozsądku
mknące błyszczącą autostradą
wilgotnych wspomnień
pociski
rozbijające się słoną powodzią
na bastionie warg
anioły
obmywające duszę
z kurzu nieufności
Twoje łzy
Tchórz
Powiedziałaś: odejdź.
Odszedłem.
Lecz on został przy Tobie
chociaż nigdy mnie nie opuszczał.
Boże, daj mi odwagę mojego cienia!
Rozbierasz mnie ze słów
Spadło ostatnie z cichym
westchnieniem.
Przed Tobą stoi moje milczenie.
Milczenie nagie, drżące, wstydliwe,
trochę płochliwe,
ale prawdziwe.
Utul go. Ukój. Wszak dobrze wiesz,
że Twe milczenie prawdziwe też.
Gdyby
gdyby nastała noc
z kurtyny mroku
uszyłbym ci worek snów
gdyby przyszedł świt
z diamentów rosy
zrobiłbym naszyjnik marzeń
gdyby rozkwitł dzień
z cienia topoli
rozpostarłbym namiot ciszy
gdyby zapadł zmierzch
z wieczornej zorzy
utkałbym suknię wspomnień
czas zastygł
na wymiętej fotografii