30.XI.1997 - I Niedziela Adwentu
Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. (Łk 21,26)
Światło poruszające się z niewyobrażalną prędkością 300 tys. kilometrów na
sekundę potrzebuje ponad cztery lata aby dotrzeć do najbliższej gwiazdy. Zaś
galaktyki, potężne skupiska gwiazd (każda z nich ma ich przeciętnie około
miliarda) dzieli dystans rzędu milionów lat świetlnych. W obserwowanej przez
astronomów części Wszechświata istnieje prawdopodobnie więcej niż tysiąc
miliardów galaktyk!
Jakże mały jest człowiek wobec ogromu Wszechświata!
Napięcie elektryczne w przeciętnym wyładowaniu atmosferycznym wynosi około
50 milionów woltów, zaś zatężenie powstającego prądu to około 30 tysięcy
amperów! A moc prądów morskich jest oceniana na 7 miliardów kilowatów!
Jakże słaby jest człowiek wobec potężnych żywiołów natury!
Ten ogrom nas przerasta. Brakuje wyobraźni. Albo lepiej w ogóle o tym nie
myśleć, bo we łbie się kręci. Czyż nie jest roztropniej poprawić sobie
samopoczucie myślą, ile to już właściwie człowiek może? Jak szybkie
komputery buduje, jak śmiało manipuluje sobie genami, jak… przykłady można
mnożyć bez końca. Kto by się więc przejmował, że „moce niebios zostaną
wstrząśnięte.” Jak będzie trzeba to sami „ruszymy z posad bryłę świata”,
prawda?
Jakże zarozumiały może być człowiek ogołocony z Boga!
7.XII.1997 - II Niedziela Adwentu
Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki
Jego. (Łk 3,4)
Wołanie na pustyni powszechnie uchodzi za określenie bezskutecznej mowy.
Doniosłych przestróg, pełnych troski napominań, których nikt nie słucha, czy
raczej słuchając, ignoruje.
Św. Jan Chrzciciel rzeczywiście był pustelnikiem, trochę nawet dzikusem:
żywił się szarańczą, odziewał w skóry. Mógł uchodzić za dziwaka, może wręcz
pomyleńca. A jednak gromadził tłumy. To oznacza, że wcale nie wołał na
pustyni, przecież tam o tłumy trudno. Cóż więc znaczy: głos wołającego na
pustyni?
Ewangelista ma tu na myśli pustynię duchową Izraela. Starsi pamiętają czas
stanu wojennego. Wtedy też wytworzyła się u nas swoista duchowa pustynia.
Zwaliśmy ją emigracją wewnętrzną. Podobnie było w Izraelu, okupowanym
wówczas przez Rzymian. Narodowi wybranemu, który przez wiele stuleci był
lokalnym hegemonem, nagle została odebrana tożsamość. Nastały czasy bezsiły
i beznadziei. Odżyło marzenie za Mesjaszem, choć wyobrażenie o Nim
niezupełnie pokrywało się z Bożym zamiarem objawionym w biblijnych
proroctwach. Jan wołał: przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki Jego.
Wziął na swe barki trud przewodnika (dziś powiedzielibyśmy pilota) mającego
nadejść Mesjasza.
Czy teraz nasze ścieżki są proste? Czy kiedykolwiek były? Czyż nie popadamy
w wewnętrzną emigrację, tanią frustrację przy okazji większych czy
mniejszych zakrętów historii?
Przecież Chrystus przyszedł, zwyciężył śmierć, przywrócił utracony w raju
Sens. Ścieżki powinny być proste. Tymczasem my, maluczcy w swej wierze,
wciąż rozglądamy się za nowym Janem Chrzcicielem.
14.XII.1997 - III Niedziela Adwentu
Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma. (Łk 3,11)
Taką odpowiedź daje Jezus tłumom pytającym „Cóż więc mamy czynić?” (Łk,
3,11)
„Cóż więc mamy czynić?” Odwieczne pytanie tłumów.
Tłum, tłuszcza, bezosobowa masa. Ileż przerażających rzeczy wyczyniał tłum w
historii. Od „Ukrzyżuj Go” na dziedzińcu Piłata do ogłuszającego, dzikiego „Heil”
przed gmachem Reichstagu. Mądrość tłumu, sumy jednostek, wcale nie jest
arytmetyczną sumą ich mądrości.
Tłum może być dziki, aż do granic bestialstwa, lecz może być też bezradny
jak baranek. Wtedy rozgląda się tęsknie za kimś kto powiedzie za sobą,
wskaże drogę. Może to być prorok dobry, na miarę Jana Chrzciciela, może być
zły, na miarę Hitlera, Stalina.
Po czym to poznać? Po odpowiedzi na pytanie „cóż mamy czynić?”. Jeśli
odpowie zdaniem w stylu kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który
nic ma - idź z nim. Jeśli jednak wskaże ci sąsiada, naród, kraj jako
źródło twej nędzy i wszelkich niepowodzeń – uciekaj. Uciekaj, bo jeśli tego
nie zrobisz, zostaniesz bestią nim się spostrzeżesz.
21.XII.1997 - IV Niedziela Adwentu
A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1,43)
Maria, Matka Jezusa. Kobieta, w której Niebo spotyka się z Ziemią.
Bezgrzeszna, błogosławiona między niewiastami a jednocześnie tak naturalnie
ludzka. Błogosławiona dlatego, że jest Matką, że nosi w sobie błogosławiony
Owoc. Ale będąc tak wyróżnioną, przez Boga nie przestaje być kobietą czułą i
troskliwą, usłużną i życzliwą.
Może taki właśnie był człowiek przed grzechem pierworodnym?
Może deprymuje nas ta Jej świętość, nieskazitelność?
Może jesteśmy zdumieni jak Elżbieta wołająca „a skądże mi to, że Matka
mojego Pana przychodzi do mnie?”
Może myśląc o Maryi, czujemy bojaźń – tak jak Mojżesz przed gorejącym
krzakiem?
Strząśnij z siebie tę bojaźń. Przecież to Matka. Troskliwa, czuła,
wyrozumiała. Przecież całe pokolenia chrześcijan uczyły się od Niej, pokory,
cierpliwości, serdeczności, życzliwości, zwyczajnej ludzkiej dobroci.
Ucz się i Ty.
25.XII.1997 - Boże Narodzenie
Na świecie było Słowo, a świat stal się przez nie, lecz świat Go nie poznał.
(J 1,10)
Słowa, słowa, słowa... Ileż słów wylewamy dzień w dzień ze siebie. Słowa
płyną w powietrzu, padają na ziemię jak ziarno pszenicy, odbijają się od
ścian jak przysłowiowy groch.
Gadulstwo. Wodolejstwo. Mielenie ozorem. Smętne słowotoki. Błyskotliwe
oracje. Olśniewające retoryki.
Ileż zbędnych słów pada dzień w dzień.
Słowo, które zabija, rani, krzywdzi. Złe słowo. Słowo, które przywłaszczył
sobie ten, który u zarania dziejów, napełniony pychą i zarozumiałością
wypowiedział służbę Najwyższemu. Słowem chytrym, retoryką pełną przewrotnej
logiki uwiódł pierwszych rodziców tak, że pomylili Słowo ze słowem...
Słowo, które podnosi, krzepi, wyzwala, przyciąga. Dobre słowo. Słowo, które
było u Boga Słowo przez duże S. Ono wciąż jest na świecie. Przyszło do nas,
choć Go nie poznaliśmy. Wcieliło się w ciało bezbronnego niemowlaka, dwa
tysiące lat temu, w Betlejem: zapadłej dziurze prowincjonalnej Judei.
Uwierz Słowu. Dobremu Słowu. Weź je.
Jest ciepłe, jak oddech osiołka.
Jest jasne, jak betlejemska gwiazda.
Jest głębokie, jak spojrzenie Maryi.
Weź je, i nie chowaj. Daj bliźniemu. Dziś właśnie.
28.XII.1997 – Uroczystość Świętej
Rodziny: Jezusa, Maryi Józefa
Synu, czemuś nam to uczynił? (Łk 2,48)
W uroczystość Świętej Rodziny patrzymy na Maryję i Józefa, zrozpaczonych
zaginięciem Syna. Świadczy o tym tak bardzo ludzki wyrzut matczyny: Synu
czemuś nam to uczynił?
Jakże to tak? Święta Rodzina i wyrzut matczyny? Wyrzut skierowany pod
adresem Mesjasza? Czy to nie jest bulwersujące?
Maria była matką. Dysponowała więc matczyną władzą, nawet nad Jezusem (jest
nawet taki znany obraz, na którym Madonna... chłoszcze Jezusa!). Rodzina to
nie bezładny zlepek ludzi, lecz - mówiąc językiem cokolwiek niezgrabnym, acz
jednoznacznym - mała organizacja, którą spaja określony, wewnętrzny
porządek. Pewne zasady. Pewne prawo.
W rodzinie nie ma miejsca na chaos. Jeśli ma być harmonia, każdy musi znać
swe miejsce. Są rządzący i rządzeni. Dziecko nie może podważać decyzji
rodzica. Rodzic nie może spalać swego autorytetu przez niesprawiedliwe,
najczęściej dyktowane emocją ferowanie wyroków.
Jedno jest tylko prawo nad prawem rodziców. Prawo Boskie. Jezus tak reaguje
na wyrzut Maryi: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co
należy do mego Ojca? (Łk 2, 49)
I to jest ten „szczególik”, który różni Świętą Rodzinę od „zwyczajnej”.
4.I.1998 - II Niedziela po Narodzeniu
Pańskim
Boga nikt nigdy nie widział. (J 1,18)
I kto to mówi? Św. Jan Ewangelista, naoczny świadek nauczania, śmierci i
Zmartwychwstania Jezusa, Jego najukochańszy uczeń! Jeden z trzech wybrańców,
którym dane było oglądać Boskie Przeistoczenie Jezusa na górze Tabor!
I On nam mówi: Boga nikt nigdy nie widział?! Toż to woda na młyn dla
ateistów wszelkiej maści!
Tak to jest, jak zdania wyrywa się z kontekstu. Poszerzmy go zatem.
Poprzednie zdanie mówi: Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza,
łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. (J 1,16) A następne:
Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca o Nim pouczył. (J 1,18)
Są więc dwa kamienie milowe w historii spotkań ludzkości z Bogiem. Pierwszy
to kamień Prawa. Kamienne Tablice Mojżesza. Podstawy Boskiej Aksjologii.
Drugi - to kamień Prawdy i Łaski. Kamień Miłości. Kamień Golgoty. Odsunięty
Kamień Pustego Grobu.
Nie widzimy więc Boga, a Jego kamienie. Lub - jak powiadał św. Augustyn -
ślady Jego stóp odciśnięte na piasku.
Reszta jest wiarą.
11.I.1998 - Niedziela Chrztu Pańskiego
A gdy się modlił, otworzyło się niebo. (Łk 3,21)
Jezus rozpoczyna swą publiczną działalność „mocnym akcentem” Podczas chrztu
nad Jordanem otwiera się niebo, zstępuje Duch Świętypod postacią gołębicy,
zaś sam Bóg udziela Jezusowi swych „referencji”.
Kto był świadkiem owego wydarzenia? Jak to kto! Liczne tłumy dzień w dzień
przychodzące oglądać Jana Chrzciciela.
Lecz czy oni są świadkami? Czy to widzieli i słyszeli?
Ze słów Łukasza można by wnioskować, że tak. Jednak Mateusz i Marek piszą
dokładniej: A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego
zstępującego jak gołębicę (Mt 3,16). W chwili, gdy wychodził z wody
ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie
(Mk 1,10).
Wygląda więc na to, że Bóg ujawnił się wyłącznie Jezusowi.
Z kolei Jan Ewangelista utrzymuje, że to Jan Chrzciciel otrzymał znak, bo
dał takie świadectwo: Ujrzałem ducha, który jak gołębica zstępował z
nieba i spoczął na Nim. (J 1, 32)
Czy tak było, czy inaczej, jedno jest pewne: Bóg otwiera niebo, gdy się
modlisz.
18.I.1998 - II Niedziela Zwykła
A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. (J
2,3)
Pierwszy cud Jezusa dokonuje się za wstawiennictwem Maryi. Trzy lata
później, w ogniu krzyżowej męki, Chrystus, skierowanymi do Jana słowami
„oto Matka twoja”(J 19,27), zostawia dramatyczny, lecz jakże doniosły
testament: czyni Maryję Matką całego rodu ludzkiego.
Odtąd całe pokolenia oddają się pod Jej macierzyńską opiekę, w Niej
ogniskują swe nadzieje. Kult maryjny nie jest tylko atrybutem ludowej
religijności. Wszyscy jesteśmy bezradni, wszyscy potrzebujemy wsparcia.
Wszyscy, jak pisze Poeta,
„wciąż stoimy pod ścianą,
dzbany wypełnione wodą,
dzbany spragnione,
dzbany czekające,
gliniani żebracy”.
Potrzeba macierzyńskiej opieki nie odchodzi wraz z dziecięctwem. Tkwi w nas
wraz z tęsknotą, że ktoś wstawi się za nami o cud przemiany nas codziennych
jak woda w doskonałych jak wino.
25.I.1998 - III Niedziela Zwykła
A oczy wszystkich były w Nim utkwione. (Łk 4,20)
Pierwsza w trakcie publicznej działalności wizyta Jezusa w rodzinnym
Nazarecie nie skończyła się happy endem. Wzburzeni ziomkowie wyrzucili Go z
synagogi i omal nie ukamienowali. Cóż ich tak zbulwersowało? Przecież
wpatrywali się w Niego i „dziwili się pełnym wdzięku słowom, które
płynęły z ust Jego” (Łk 4, 22). Byliby zapewne gotowi uwierzyć, gdyby
tak sypnął jakimś spektakularnym cudem, jak to na przykład uczynił był
niedawno w Kafarnaum... A tu nic.
Całe dwa tysiąclecia to czas, w którym oczy milionów ludzi były i pozostają
w Nim utkwione. Cóż towarzyszy tym spojrzeniom? Wiara, nadzieja i miłość?
Czy też raczej próżna, płytka chęć ujrzenia cudu na potwierdzenie Jego
boskości? Cudu, który syciłby ledwie tlący się ogień naszej wiary?
A co towarzyszy Twemu spojrzeniu na Jezusa Chrystusa?
l.II.1998 - IV Niedziela Zwykła
Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta. (Łk 4,29)
Historia opowiedziana dziś w Ewangelii św. Łukasza jest jakby echem niedawno
czytanego „Hymnu o Słowie” św. Jana: Słowo „przyszło do swojej własności
a swoi go nie przyjęli” (J 1,11). Odrzucenie Boga zapoczątkowane przez
Jego współrodaków z Nazaretu powtarza się w kołowrocie historii jak zły sen.
Dlaczego?
Chrystusa łatwo odrzucić, bo jest bezbronny. Nie rzuca gromów jak Zeus lecz
promieniuje ciepłem Miłości. Nie budzi lęku jak tajemniczy Ozyrys. Nie
zniewala jak Allach (któż widział miłość pod przymusem!). Chrystus nie jest
jedynie „Bogiem na wysokościach”. Poprzez Tajemnicę Eucharystii godzi się
przebywać w każdym z nas. Jest blisko. Jest „swój”.
Wzorem współrodaków Jezusa z Nazaretu i my wyrzucamy Go z podobnych powodów.
Kiedy?
Gdy bez najdrobniejszego choćby zastanowienia się nad czystością naszego
serca przystępujemy do Stołu Pańskiego.
Gdy nasza pobożność tak się już zrutynizowała, że mieści się raczej w sferze
obyczajów, kultury niż religii.
Gdy gromko śpiewając co niedziela nabożne pieśni w kościele, pozostajemy
ślepi na ludzką niedolę, której pełno wokół.
7.II.1998 - V Niedziela Zwykła
Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. (Łk 5,10)
Słowa Chrystusa skierowane do Piotra, który był rybakiem przeznaczone są dla
każdego z nas. Kościół Powszechny jest przede wszystkim Kościołem
Apostolskim. Apostoł to posłaniec (gr. apostello - posłać). Tradycja
przypisywała ten tytuł jedynie Dwunastu; posoborowy Kościół pragnie
posłannictwo głoszenia Dobrej Nowiny, „łowienia ludzi” dla Chrystusa
powierzyć wszystkim wiernym. Dlatego tyle się mówi o apostolstwie świeckich.
Czasy obecne zdominował płytki konsumpcjonizm ciągnący za sobą zmasowane
zeświecczenie. Wiele krajów, zwłaszcza bogatych materialnie, jakby dla
smutnej symetrii popadło w ubóstwo duchowe. Po raz kolejny okazało się, że
odejście od Chrystusa niesie za sobą totalne spłycenie nie tylko w
przestrzeni religijnej, także kulturowej.
Jesteśmy posłańcami Chrystusa, głosicielami Ewangelii. Miast pełnym
zaściankowego podziwu wzrokiem patrzeć na zmaterializowany świat krajów tzw.
Europy, podnieśmy dumnie głowy; póki co w wierności Chrystusowi okazujemy
się wytrwalsi.
Takie właśnie świadectwo, a nie wstydliwie skrywana wiara jest istotą
naszego apostołowania.
15.II.1998 - VI Niedziela Zwykła
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. (Łk 6,26)
Te zaskakujące słowa wypowiada Chrystus publicznie. Słyszy je - jak pisze
Ewangelista - „wielkie mnóstwo ludu” (Łk 6,17). Mają więc chyba swoją
wagę.
Dlaczego biada? Prawda, lubimy, gdy nas chwalą, ale co w tym złego?
Każdy z nas w jakimś stopniu jest megalomanem. Łasuchem na pochwały.
Budujemy z nich własny świat; w jego centrum stoi nasz wizerunek. Z każdą
chwilą rośnie cokół tego pomnika, rosną też tłumy wielbicieli. Żądza pochwał
jest jak żądza bogactwa - oślepia i zniewala. Jeszcze trochę - i oddamy
wszystko za głaśnięcie szefa, uśmiech dyrektora, medal zasłużonego dla...
Wszystko - także własną godność, przekonania, przyjaźń, solidarność.
Lecz to przecież tylko ludzkie słabostki. Tak naprawdę niedobrze zaczyna być
dopiero wtedy, gdy wszyscy cię chwalą. Twój wyimaginowany świat rzeczywiście
istnieje! Otacza cię powietrze ciężkie od przymilnych uśmiechów, mdlące od
usłużnych spojrzeń... Ludzie wokół przyczajeni w gotowości na każde twe
spojrzenie, każdy grymas.
Otrzeźwiej na chwilę. Tak naprawdę ty dla nich już nie żyjesz. Oni
potrzebują twoich wpływów, twej władzy - nie ciebie. Ich uśmiechów nie
rozjarza miłość ani przyjaźń - tylko strach.
W kakofonii pochwalnych hymnów jesteś sam. Biada ci.
22.II.1998 - VII Niedziela Zwykła
Jeśli kto cię uderzy w policzek, nadstaw mu drugi. (Łk 6,29)
Ilu z nas umie tak postąpić? Czytając temu podobne ustępy Ewangelii, czujemy
bezsilność. Widząc jak wysoko zawieszona jest poprzeczka Chrystusowych
wymagań, mówimy: to nierealne, to nieżyciowe, to nie dla nas. By się jakoś
usprawiedliwić, próbujemy rzecz rozwodnić w jakichś pokrętnych „egzegezach”,
mamroczemy o symbolice, niedokładności przekładu czy przekazu...
Nie jesteśmy pierwsi. Nie my wymyśliliśmy zdanie: „trudna jest Twa mowa”
(J 6,60). Wymagania Ewangelii rzeczywiście przekraczają nasze ułomne ludzkie
możliwości. Dowodem na to są wieki nie zawsze chlubnych doświadczeń
Kościoła. Jak nieliczna garstka ludzi potraktowała Ewangelię tak naprawdę
serio, dosłownie! Nierzadko ludzie tacy uchodzili w swym pełnym bogobojnych
chrześcijan środowisku za „świrusów” (np. św. Franciszek).
Tymczasem stoi tam - mówiąc dosadnie - jak wół napisane: „jeśli kto cię
uderzy w policzek, nadstaw mu drugi”. Nie tylko „nie oddawaj”. Nadstaw
drugi.
Mógłbyś rzeczywiście twierdzić, że to niedokładność przekładu czy przekazu.
Lecz Ten, który wypowiedział owe słowa uczynił rzecz trudniejszą niż
nadstawienie policzka: umarł na krzyżu. Za wszystkich.
Również za tych, którzy nie chcą pogodzić się z tak wysoko zawieszoną
poprzeczką.
l.III.1998 - I Niedziela Wielkiego Postu
Nie samym chlebem żyje człowiek. (Łk 4,4)
Pierwsza odpowiedź Chrystusa na kuszenie szatana pochodzi z Księgi
Powtórzonego Prawa i stała się powszechnie znanym sloganem. Slogany mają to
do siebie, że wszyscy je powtarzają, mało kto natomiast przejmuje się ich
treścią.
Największym osiągnięciem szatana w naszych czasach jest to, że udało mu się
zniszczyć w powszechnej świadomości ...wiarę w niego samego. Wielu sądzi, że
jest ona zabobonem, reliktem przeszłości, produktem religijności
prymitywnej. Niewiarę w szatana przemycają - o zgrozo - nawet co niektórzy
katecheci!
Tymczasem obecność szatana na kartach Ewangelii jest niepodważalna.
Dramatyczne zmagania Chrystusa z mocami nieczystymi nie mają nic wspólnego z
teatralnymi spektaklami. Nie są też - jak to często u nas bywało - naiwnym
straszeniem wiernych. Kuszeniu Chrystusa opisanym w dziś przywoływanej
perykopie św. Łukasza nie towarzyszy rzesza świadków. Gra między Ciemnością
i Światłością toczy się na bezdrożach pustyni. Chrystus staje do niej
samotnie i odrzuca chytrze sugerowane przez szatana „dobre rady”
skorzystania z nadnaturalnych sił. Chce w niej zostać tylko człowiekiem -
abyśmy uwierzyli, że człowieczej mocy starcza, by wygrać ze złem.
8.III.1998 - II Niedziela Wielkiego
Postu
Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. (Łk 9,33)
Niebo. Czy jeszcze w nie wierzymy? A może już zaczynamy spychać go w sferę
zabobonów podobnie jak to uczyniliśmy z piekłem?
Wielu „postępowych” myślicieli usiłuje rozmiękczyć sens nieba, kwestionując
jego obiektywną rzeczywistość. To projekcja marzeń, tęsknot człowieka -
mówią. To symboliczne przedstawienie pamięci, jaką zachowujemy o zmarłych, o
ich dokonaniach, wszelkich dobrych uczynkach.
Tymczasem św. Paweł pisze po prostu: „Nasza ojczyzna jest w niebie” (Flp
3,17). Jezus często opowiada o Królestwie swego Ojca. Przekraczający
granice ludzkiego pojmowania świata sens nieba przybliża nam
w przypowieściach.
Tylko raz decyduje się na małą próbkę bezpośredniego doświadczenia. Prowadzi
Piotra, Jana i Jakuba, swych najbardziej zaufanych uczniów, do przedsionka
nieba. Dzieje się to na górze Tabor podczas jednego z najbardziej
tajemniczych zdarzeń opisanych przez Ewangelistów - przemienienia Jezusa.
„Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy” - mówi Piotr.
Tam dobrze, gdzie ojczyzna - mówi stare powiedzenie.
15.III.1998 - III Niedziela Wielkiego
Postu
...myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i
zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? (Łk
13,4)
Infantylne pojmowanie Boskiej sprawiedliwości raz po raz pojawia się
w historii człowieka. Współcześni Chrystusowi Żydzi znali przecież casus
Hioba - mimo to sądzili, że przełożenie między winą i karą jest u Boga
podobnie proste i bezpośrednie jak u ludzi. Chrystus cierpliwie wyprowadza
ich z błędu - lecz przecież i my, wyznawcy Jego nauki nierzadko wpadamy w
pułapkę takich uproszczeń. Powszechnie i apodyktycznie objaśniamy wszelkie
zdarzenia jako rezultat „kary” czy „nagrody” Boskiej. Jakbyśmy byli
rzecznikami prasowymi Stwórcy.
Znamiennym przykładem jest tu myśl kalwińska widoczna w purytańskiej
religijności Ameryki na początku XX wieku. Dominowało tam przekonanie, że
bogaty człowiek to dobry człowiek - wszak Bóg mu sprzyja bardziej niż innym!
Pokusa prostych objaśnień jest przemożna: tamta złamała nogę, bo nie była na
mszy w ostatnią niedzielę, ten stracił pracę bo się źle prowadzi, zepsuł mi
się samochód, więc szukam, w czym tam znów podpadłem Bogu? Takie myślenie
jest przejawem mentalności sztubaka.
Nie jest to nawoływanie typu „róbta co chceta”. Z pewnością odpowiemy na
nasze uczynki. Lecz nie dyktujmy Bogu - kiedy i w jaki sposób.
Mamy przecież bardzo mądre przysłowie: Pan Bóg nierychliwy, ale
sprawiedliwy.
22.III.1998 - IV Niedziela Wielkiego
Postu
… był umarły a znów ożył, zaginął a odnalazł się. (Łk 15,32)
Kilka lat temu na spotkaniu w Toruniu Ks. J. Tischner powiedział, że
w latach tzw. „komuny” Kościół był magnesem. Przyciągał wszystkich - także
niewierzących - bo jedynie tutaj można było skosztować smaku wolności.
Wielu niewierzących, obojętnych nawróciło się wówczas. Można mówić o nich
jak o synach marnotrawnych - wszak niekwestionowana większość była
ochrzczona w dzieciństwie, potem zaś odeszła.
Zauważmy: ojciec syna marnotrawnego respektuje jego wolność. Gdy syn chce
odejść - nie więzi go, nie stwarza mu „przymusów ekonomicznych”. Ów szacunek
ojca dla wolności otwiera też synowi furtkę nadziei powrotu - nadziei, jak
wiemy, spełnionej.
Kościół jest magnesem tylko wtedy, gdy respektuje wolność wiernych. Dlatego
- będąc członkiem Kościoła Powszechnego - staraj się nie myśleć kategoriami
obowiązku (niedzielnej mszy, wielkanocnej spowiedzi etc.). Kościół nie jest
ani zakładem pracy ani organizacją partyjną.
Może to paradoksalne, ale wyzwolenie społeczne i polityczne spowodowało
masowy exodus synów marnotrawnych. Wielu pomyliło wolność ze swawolą. Jak
odurzone przestrzenią młode jałówki wypuszczone wiosną z obory.
Ożyją. Odnajdą się. Wrócą. Przyciągnie ich prawdziwa Wolność.
29.III.1998 - V Niedziela Wielkiego
Postu
Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? (J 8,10)
Wśród sformułowanych przez Jana Pawła II czterech prymatów cywilizacji
miłości poczesne miejsce zajmuje prymat miłosierdzia nad sprawiedliwością.
Żaden inny tak wyraźnie nie oddaje sensu Chrystusowej nauki. Czytana dziś
Ewangelia jest tu najlepszą ilustracją. Surowemu prawu Mojżesza nakazującego
wszak nierządnice kamienować Jezus się nie sprzeciwia. Nie powstrzymuje siłą
krewkich faryzeuszy przed pochwyceniem kamienia. Czyni jedynie bardzo
subtelną - jak na przepełnioną emocjami atmosferę linczu - sugestię.
Proponuje skierować lustro osądu ku sobie.
Przywilej potępienia przysługuje jedynie tym, których potępić nie można.
Wiemy, że takich nie ma wśród żyjących. To przywilej Boga samego.
Dlatego tak potrzebny jest prymat miłosierdzia nad sprawiedliwością. Nie
dane nam osądzać; o intencjach jakie kierowały obwinionemu wiedzieć nie
możemy. Zostają one między nim a Bogiem.
Dlatego też faryzeusze - hipokryci, o których Jezus mówił „groby pobielane”
- odeszli. Starczyło im sumienia, by spuścić głowę.
A my? Czy nam jeszcze starcza?
5.IV.1998 - Niedziela Palmowa
Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą. (Łk 19,20)
Niedziela Palmowa. Chrystus przyjmuje hołd tłumu, mając świadomość,
że jest to pierwsza odsłona dramatu Odkupienia, który rozegra się
w Jerozolimie w ciągu najbliższych dni. Wielu z tych, którzy teraz wiwatują,
wzniesie niebawem złowrogi okrzyk „ukrzyżuj Go”. Czy rzeczywiście tak blisko
jest od miłości do nienawiści?
Nie. Tak blisko jest od powierzchowności do manipulacji. Mechanizm ów nie
był nowością za Chrystusa; dożył też w dobrym zdrowiu naszych czasów. Postęp
cywilizacyjny nie upowszechnił mędrców, za to przydał potęgi technikom
manipulacji ludzką świadomością. Tak naprawdę żyjemy zniewoleni przez media:
co tydzień chciwie rzucamy się na zawartość telewizyjnego programu,
w naszych domach bezwiednie pojawiają się towary, o których dziwnym zbiegiem
okoliczności pełno w reklamach. Żyjemy w okowach mediów. Wpadliśmy z jednego
totalitaryzmu w drugi.
Chrystus patrzył na wiwatujący tłum bez zgorszenia okazywanego przez
niektórych faryzeuszy. Będąc Bogiem Wcielonym, umiał odróżnić płynącą z
głębi serca spontaniczność od wyrafinowanej manipulacji. Cóż bowiem
ważniejszego nad uwielbienie płynące ze szczerości serca? „Jeśli ci
umilkną, kamienie wołać będą”.
Oni umilkli kilka dni później. W Wielki Piątek na Golgocie zagrzmiały
kamienie.
Jeśli umilkną nasze serca, kamienie wołać będą.
12.IV.1998 - Wielkanoc -
Zmartwychwstanie Pańskie
Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. (Ps. 118,22)
Jako ostatnia została pokonana śmierć. Chrystus zmartwychwstał.
Apostołowie nie rozumieli dotąd sensu Jego posłannictwa: ciągle przecież
liczyli na Mesjasza - narodowego herosa, wyzwoliciela z uciążliwej,
poniżającej wybrany naród rzymskiej okupacji.
Teraz, stojąc przed grobem, wciąż pełni osłupienia, zapatrzeni w porzucony
całun i chustę (obraz ten musiał Janowi wryć się głęboko w pamięć, gdyż opis
jest tu - zważywszy na podniosłość chwili - niezwykle rzeczowy) pojęli
małość swych oczekiwań.
Dar Odkupienia nie był adresowany wyłącznie do Izraelitów; dotyczył całego
rodzaju ludzkiego. Dar Odkupienia nie polegał na drobnej korekcie
niewielkiego wycinka historii; miał wymiar uniwersalny, ogarniający całą
czasoprzestrzeń homo sapiens. Dar Odkupienia to zwycięstwo nad
śmiercią, zapowiedź życia wiecznego dla każdego z nas.
Apostołowie wpatrywali się w pusty grób, ledwie przeczuwając ogrom tego, co
się tu stało.
Tymczasem niedaleko spali kapłani i faryzeusze, którzy wydali Jezusa na
śmierć. Odrzucili Go jak przeszkadzający, nie pasujący do ich jedynie
słusznej budowli kamień.
Spali w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
19.IV.1998 - II niedziela Wielkanocna
Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam. (J 20,21)
Chrystus zmartwychwstały spotyka się z apostołami, lecz atmosfera owych
spotkań jest inna, niż przedtem. Dostrzegamy w niej klimat pożegnań. Któż z
nas nie pamięta, jak w dziecięctwie ojciec i matka wychodzili lub wyjeżdżali
na jakiś czas. Chwile pełne troskliwych napomnień: „uważaj na gaz”,
„pamiętaj o podlewaniu kwiatów”, „regularnie wyprowadzaj psa”, „nie kłóć się
z siostrą”...
Chrystus zmartwychwstały finalizuje swe posłannictwo. Przekazuje je uczniom
już podczas pierwszego z nimi spotkania („było to wieczorem owego
pierwszego dnia tygodnia” (J 20,19) - czyli w dzień zmartwychwstania).
„Plenipotencje” jakie otrzymali są jak na ludzki rozum przerażające: władza
nad grzechem. Pamiętamy przecież, jak Jezus powiedział przy okazji utarczki
słownej z faryzeuszami zgorszonymi Jego uzdrawianiem: „cóż bowiem jest
łatwiej powiedzieć: odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć
wstań i chodź?” (Mt 9,5). Teraz ów przywilej odpuszczania grzechów
posiada człowiek. Otrzymał go od Kogoś, Kto właśnie zwyciężył śmierć.
Tak oto przez prawie dwa tysiące lat kapłani - kontynuatorzy misji
Chrystusa, odpuszczając grzechy, podnoszą nas z klęczek przed konfesjonałem.
Kolejny raz, wyrwani ze szponów śmierci, wstajemy i idziemy ku Miłości.
Kochać to znaczy powstawać.
26.IV.1998 - III Niedziela Wielkanocna
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. (Dz 20,21)
Tak naprawdę wcale nie mamy swojego własnego zdania. Ciągle rozglądamy się
wokół, czujnie nadsłuchujemy, co mówią inni. Gdy nasze poglądy choć odrobinę
różnią się od powszechnie głoszonych, nabieramy wody w usta. Nie wychylamy
się. Nie lubimy wyrywać się przed orkiestrę.
Współczesny świat mocą wszechogarniającej techniki wykreował nowe bóstwo:
Jej Wysokość Opinię Publiczną. Gdy telewizyjne „Wiadomości” przekazują
badania statystyczne CBOS, milkną w domach rozmowy. Może jeszcze bez
nabożnej czci, ale ze wzmożoną uwagą oglądamy wykresowe „słupki” i
„torciki”. Cieszymy się, gdy znajdujemy się po stronie większości.
Przeżywamy frustrację, gdy odsetek popierających nasz pogląd jest znikomy.
We wszelkich dyskusjach argumentacja polegająca na odwołaniu się do sądu Jej
Wysokości Opinii Publicznej jest miażdżąca. W wielu „postępowych” państwach
Jej Wysokość otrzymuje coraz szerszy zakres uprawnień legislacyjnych,
zwłaszcza w dziedzinach etyki, gdzie jej „mądrość” nie podlega dyskusji.
„Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” - poucza nas dziś Namiestnik
Chrystusa.
3.V.1998 - IV niedziela Wielkanocna
Moje owce słuchają mego głosu. (J 10,27)
Zdanie Jezusa brzmi jak definicja. Nie powiedział: „powinny
słuchać”, albo „będą słuchać”. Powiedział: „słuchają”.
To przecież znaczy: „ten jest moją owcą, kto słucha mego głosu”.
To znaczy też, że nie musisz słuchać Jego głosu.
Możesz znaleźć sobie innego przywódcę. Innego pasterza. Masz przecież dar
wolności.
Możesz oddać się we władanie Jej Wysokości Opinii Publicznej, słuchać jej
jak wyroczni. Powiadają, że najlepiej, najbezpieczniej w tym stadzie, które
większe. A przecież historia zadaje kłam temu sloganowi. Jego miłośników
wyrzuca na swój śmietnik. Popatrzmy:
Apostołowie, co Dobrą Nowinę po całym Imperium Rzymskim nieśli.
Św. Franciszek, co lekce sobie ważył przymiot „świrusa”.
Św. Tomasz Moore, co bardziej Bogu niż królowi wolał być wierny.
Św. Maksymilian Kolbe, co nie umarł, lecz życie za bliźniego oddał.
Otto Schimek, co nie przystał do hordy wilków bo silniejsza.
Oni wszyscy słuchali Jego głosu wbrew przytłaczającej i agresywnej
większości.
Oni wszyscy (i wielu, wielu innych tak czyniących) cieszą się niewątpliwie
łaską Boga w Jego Królestwie. Cieszą się także łaską człowieka: świat o nich
nie zapomniał, świat czci ich pamięć.
Nie musisz słuchać Jego głosu. Lecz jeśli tak czynisz, nie uważaj się za
Jego owcę.
10.V.1998 - V Niedziela Wielkanocna
Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie
miłowali. (J 13,35)
Jesteśmy chrześcijanami, uczniami Chrystusa. Widać nas co tydzień
w kościele. Chodzimy co jakiś czas do spowiedzi, Komunii Św., wysyłamy
dzieci na religię, przyjmujemy kolędę. Czasem to nawet czytamy katolicką
prasę.
Po czym inni, nasi bliżsi i dalsi znajomi poznają, że jesteśmy
chrześcijanami?
Ano, w domu na poczesnym miejscu wisi krzyż. W biblioteczce za szybą leży
Biblia. A drzwiach jak wół napisane K+M+B. A jeśli to jest poza domem?
Cóż... mam medalik!
Trzeba czegoś więcej?
Trzeba. Po tym poznają żeś chrześcijanin, jeśli będziesz się z innymi
miłował. Nie żarł jak pies, nie mijał obojętnie. Miłował.
Po tym poznawali pierwszych chrześcijan poganie: Rzymianie, Grecy. Potem się
to jakoś rozmyło. Chrześcijaństwo zastąpiła pobożność.
Ona mu miała tylko towarzyszyć, nie zastąpić.
17.V.1998 - VI Niedziela Wielkanocna
Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam
daję. (J 14,27)
Piękne są zdania Ewangelii Janowej. Dlatego tak upodobali je sobie autorzy
religijnych pieśni. Dziś znów czytamy fragment testamentu Jezusa - czyli
Mowy Pożegnalnej z Wieczernika. Znów zdanie pojawiające się jako refren
popularnej piosenki religijnej.
W latach siedemdziesiątych krążył dowcip o młodym Palestyńczyku, który szedł
nowojorską ulicą, taszcząc ciężki tobół. Zagadnięty przez policjanta o
zawartość, odpowiada: „meble”. Tobół okazał się jednak pełen karabinów,
granatów i amunicji. Młodzieniec wyjaśnia: „jaki pokój, takie meble”.
Taki „pokój” daje świat. Chrystus przynosi nam inny pokój. Zawiódł się ten,
kto oczekiwał, że po Jego krzyżowej Ofierze znikną wojny, cierpienia,
niegodziwości. Że świat będzie na powrót rajem. Pokój Chrystusowy jest
pokojem serca. „Niech się nie trwoży serce wasze ani nie lęka” (J
14,27). Mówi tak do nas Ten, Który zwyciężył śmierć. Zwyciężył to nie znaczy
zniósł, unicestwił. Śmierć pozostanie. Będzie do końca czasu zbierała swe
żniwo. Lecz nie będzie końcem. Będzie Początkiem.
Gdy wierzymy, że śmierć jest końcem życia, traci ono sens. Targa nami
przerażenie. W sercu gości niepokój.
Gdy wierzymy, że śmierć jest Początkiem Życia, ona traci sens. Ogarnia nas
Nadzieja. W sercu gości Pokój. Chrystusowy Pokój.
24.V.1998 - VII Niedziela Wielkanocna
Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty mnie posłał.
(J 17,23)
Tak modlił się Chrystus w Wieczerniku, dzień przed męczeńską śmierci Jedność
jego wyznawców - oto jego marzenie, oto cel wielu Jego modlitw.
A my? Cośmy zrobili z tą jednością? Cośmy zrobili dla tej jedności?
Już nie myślę tu o schizmach podziałach, sektach. Możliwe, że nie powinniśmy
odpowiadać za błędy przodków. Lecz czy teraz jesteśmy lepsi? Czyż nie
dzielimy się na wyznawców Księdza Tischnera, Ojca Rydzyka, Księdza
Czajkowskiego, Księdza Jankowskiego? Tworzymy jakieś dziwolągi językowe
mające te podziały - pożal się Boże -wyjaśniać, usprawiedliwiać: „Kościół
otwarty”, „Kościół zamknięty”... do tego jeszcze każda ze stron skwapliwie
zabiega o przychylność Ojca Świętego, że to jej właśnie Papież skłania się
przyznać rację... obrzydliwość.
Cośmy zrobili z tą jednością? Cośmy zrobili dla tej jedności, co była
największym marzeniem Chrystusa?
31.V.1998 - Niedziela Zesłania Ducha
Świętego
Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno
ciało. (1Kor 12,13)
Różnorodność nie jest przeszkodą w budowaniu jedności. Św. Paweł przekonuje
nas o tym, poprzez porównanie z ciałem składającym się z wielu członków,
lecz stanowiącym jeden organizm. Kościół stanowi Ciało Chrystusowe, którego
jesteśmy członkami. Spaja nas Duch Święty.
Dziś Kościół obchodzi pamiątkę zesłania Ducha Świętego na apostołów. Musimy
jednak pamiętać, że nie był to akt jednorazowy. Odtąd Duch Święty ciągle
działa w historii.
Zdarza się, że w to wątpimy. Ogarnia nas lęk i frustracja. Czujemy się
osamotnieni, osaczeni przez siły, których nie rozumiemy. Ogarniająca nas
nieufność zwraca się przeciw wszystkim. Każdy może być naszym wrogiem.
Przeobrażamy się w zbieraninę samotnych, zaszczutych wilków: egzystuje w nas
jedynie lęk, lęk, który rodzi agresję.
Takie zatomizowane społeczeństwo przerażająco wiernie opisał Orwell w
powieści „Rok 1984”. Po cóż nam jednak szukać tak daleko? Czy nie
przeżyliśmy tego koszmaru osobiście? A może już zapomnieliśmy?
Może zapomnieliśmy też, jak wtedy przybył do nas Pasterz, który z nas się
wywodzi? Jak w dzień Zesłania Ducha Świętego modlił się żarliwie na Placu
Zwycięstwa: „Przyjdź Duchu Święty i odnów oblicze ziemi - tej ziemi”?
Gdzie byłeś wtedy? Czy to nie ciebie widziano, jak ocierałeś łzy wzruszenia?
Gdzie jesteś teraz? W Ciele czy poza Ciałem?
7.VI.1998 - X Niedziela Zwykła
Wszystko co ma Ojciec, jest moje. (J 16,15)
Słowa, jakie wypowiada Chrystus do apostołów zgromadzonych w Wieczerniku,
mogą się wydawać zuchwałe (za podobne, wygłoszone do faryzeuszy Mistrz omal
nie został ukamienowany) ale przywodzą też na myśl przypowieść o synu
marnotrawnym. Tam także padają podobne słowa: „Moje dziecko, ty zawsze
jesteś przy mnie i wszystko co moje do ciebie należy” (Łk 15,3 l).
Pewność, z jaką Jezus wypowiada te i podobne im słowa, świadczy nie tylko o
tym, że był On Mesjaszem, prawdziwym Synem Boga. Także o tym, że zawsze miał
tego pełną świadomość, pewność. Dobrze o tym pamiętać, zwłaszcza że od czasu
do czasu (a ostatnio coraz częściej) pojawiają się „mędrcy" chętniej widzący
w Jezusie człowieka niż Boga.
14.VI.1998 - XI Niedziela Zwykła
Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna. (Łk 7,39)
Szymonowi, faryzeuszowi, który gościł Jezusa nie mieściło się w głowie, żeby
Mistrz akceptował zachowanie się nierządnicy, żeby w ogóle pozwolił „komuś
takiemu” na przebywanie w pobliżu. Ortodoksyjni Żydzi (a do takich zaliczali
się faryzeusze) byli bardzo wrażliwi na punkcie tzw. „czystości”. Czynili
rytualne oblucje oczyszczające już wtedy, gdy przypadkiem znaleźli się zbyt
blisko poganina, innowierca, grzesznika.
Ta cecha nie jest wyłączną własnością starozakonnych. Objawia się w każdej
religii, w miarę upływu lat. Jak wszystko w tym świecie, religie ulegają
nieubłaganej ziemskiej erozji a czyni to, rzecz jasna, nie Duch Święty, a
zwykła ludzka małość...
I my w swoich szeregach możemy spotkać Szymonów. Nie trzeba wcale długo i
daleko szukać. Nie udawaj, że nigdy nie słyszałeś zgorszonych szeptów: „z
kim się ten ksiądz zadaje, przecież to znany alkoholik, znana ladacznica,
znany malwersant” (niepotrzebne skreślić).
Może nawet samemu zdarzało ci się tak pomyśleć?'
Tymczasem „ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje” (Łk 7,47).
21.VI.1998 - XII Niedziela Zwykła
A wy za kogo mnie uważacie? (Łk 9,20)
Dzisiejsza Ewangelia opowiada nam, jak Jezus - używając potocznego zwrotu -
„zasięga języka”. Prawdopodobnie, będąc Bogiem, doskonale znał opinie tłumu
i najbliższych Mu uczniów na swój temat. Po cóż więc pytał?
Epizod ten - to próba odwagi dla apostołów. Może i prawdomówności, lecz
przede wszystkim odwagi. Każdy z nas wie dobrze, że inną rzeczą jest mieć
jakiś pogląd, inną zaś - głosić go publicznie. Dobrze to widać, gdy
przychodzą czasy, w których odwaga tanieje.
Właśnie je mamy. Spójrzmy - ilu jest teraz chętnych do nazywania rzeczy po
imieniu! Jak szafuje się słowami „komuna”, „stalinowski terror”, „sowiecka
okupacja”. Kto w tamtych czasach miał odwagę na publiczne stosowanie tak
bezkompromisowych określeń?
Przyjrzyjmy się swojej odwadze. Mamy teraz dobrą okazję. Jesteśmy przecież
katolikami, członkami Kościoła Powszechnego, który jest odsądzany od czci i
wiary na każdym kroku, z lewa i z prawa. Łatwo kupujemy epitety
„ciemnogród”, „klerykalizm”, „fanatyzm religijny” i wstydliwie chowamy się z
naszym katolicyzmem w prywatność.
Jeszcze trochę i okaże się, że krzyż we własnym domu też jest niestosowny,
bo obraża uczucia naszego gościa-ateisty.
Jeszcze trochę i zabronimy księżom, skądinąd również obywatelom, chodzić do
urn wyborczych, żeby nam się kler nie mieszał do polityki.
Jeszcze trochę i kupimy filozofię „róbta co chceta” jako własną, a zawołanie
Aleksego Tołstoja „Człowiek to brzmi dumnie” nakreślimy na drzwiach własnego
mieszkania zamiast tradycyjnego „K+M+B”.
A my? Za kogo Go uważamy?
28.VI.1998 - XIII Niedziela Zwykła
Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich. (Łk
9,54)
Tacyśmy skorzy do zemsty, rewanżu. Tacyśmy chętni innych pouczać, strofować.
Niechby tylko wyrządzili nam jakąś, nawet drobną niegodziwość - już pałamy
świętym oburzeniem i dyszymy chęcią odwetu - tym bardziej ochoczo, im
większymi dysponujemy możliwościami, im większą mamy przewagę.
Nie inni byli apostołowie, Jakub i Jan. Kto tu nam będzie podskakiwał i
znieważał naszego Mistrza! Zaraz im pokażemy, kto tu rządzi! Ogień niebieski
spuścimy!
„Lecz on odwróciwszy się, zabronił im” (Łk 9,55).
Dobrze że Go przynajmniej spytali o pozwolenie. Nam się nieczęsto to
przydarza.
5.VII.1998 - XIV Niedziela Zwykła
Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się,
że wasze imiona zapisane są w niebie. (Łk 10,20)
Siedemdziesięciu dwóch poczuło moc Pana. Wszystko im wychodziło, ludzie ich
słuchali a nawet złe duchy się poddawały przez wzgląd na imię Pana.
Lecz Jezus temperuje ich triumfalny nastrój: „nie z tego się cieszcie, że
duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w
niebie” – powiada.
Być może ty też poczułeś moc Pana. Wszystko ci wychodzi, masz poważanie i
autorytet w tzw. środowisku, ludzie cię słuchają, złe duchy schodzą z drogi…
Jakże lubisz czuć się mocnym. Pokazać, jaką masz władzę, jakie wpływowe
znajomości. Spijać usłużne uśmiechy, odbierać laury, ordery…
Nie z tego masz się cieszyć.
12.VII.1998 - XV Niedziela Zwykła
Ten, który mu okazał miłosierdzie. (Łk 10,37)
Znieczulica społeczna nie jest wynalazkiem naszych czasów. Była, jest
i, niestety, zapewne będzie. Zwłaszcza, że teraz w modzie jest idea państwa
opiekuńczego, tzw. „solidaryzm społeczny”. Paradoksalnie, wzmacnia on
postawę nieczułości. Jak dzisiejsi przechodnie zareagowaliby na widok
nieszczęśnika z przypowieści o dobrym Samarytaninie? Pewnie powiedzieliby,
mijając go: to zadanie dla służb porządkowych, na co płacę podatki?
A mijając głodnych, bezdomnych: mamy państwowy system opieki społecznej,
przy Kościele działa Caritas, każdego roku kupuję świecę w ramach akcji
„Wigilijne dzieło pomocy…”.
Myśląc tak, nie jesteś „tym, który mu okazał miłosierdzie”.
19.VII.1998 - XVI Niedziela Zwykła
Maria obrała najlepszą cząstkę. (Łk 10,42)
Tzw. „dobra materialne” wcale nie są takie „dobre”. Są chciwe i zawistne. Za
wszelka cenę dążą do tego, aby cię zniewolić. I z reguły im się to udaje.
Stając się niewolnikiem rzeczy, oddajesz im, całą życiową energię cały swój
czas. Nie masz go, aby porozmawiać z dzieckiem, które akurat jest w „trudnym
wieku”, bo przecież musisz mu zapewnić byt materialny na godziwym poziomie.
Zmęczony całotygodniową harówką nie potrafisz wykrzesać z siebie sił, żeby
wybrać się na koncert, teatralny spektakl – albo choćby poczytać jakąś
niebanalną książkę… walniesz się przed telewizorem, skąd karmią cię
idiotyczną papką informacyjną, albo pojedziesz na działkę, na grila, piwko –
bo taki upał przecież… No co, nie mam prawa, nie należy mi się odrobina
relaksu?
Ależ należy ci się, należy. Wiedz tylko, że chociaż wybrałeś cząstkę
smakowitą, to raczej nie wybrałeś najlepszej.
26.VII.1998 - XVII Niedziela Zwykła
Proście, a będzie wam dane. (Łk 11,9)
Niektórzy powiadają, że modlitwa prośby nie ma sensu, bo Pan Bóg i tak
postąpi wedle własnego uznania, wedle Swej nieskończonej Mądrości. Tymczasem
na prośbę apostołów „Panie, naucz nas się modlić” (Łk 11,1)Jezus,
przekazując im słowa jakże pięknej modlitwy „Ojcze Nasz”, akcentuje przede
wszystkim modlitwę prośby. Snując przypowieść, mówi, że przyjaciel
„chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to
z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje” (Łk 11,8).
Proś więc Boga, choćby natrętnie. Na pewno otrzymasz. Tylko być może nie
zawsze zauważysz, żeś dostał to, o co prosiłeś. Zwróć uwagę, co powiedział
Jezus: „Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.” (Łk
11,13).
Być może dostaniesz moc, aby samemu wypracować to, o co prosiłeś?
2.VIII.1998 - XVIII Niedziela Zwykła
Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie. (Łk 12,20)
Być może, jutro zostaniesz wezwany.
I co? Przyjedziesz nowiutkim BMW, z rozdętym portfelem w kieszeni i planami
willi pod pachą?
Długo będziesz czekał pod Bramą. BMW rozsypie się w rdzę, portfel schudnie a
plany zetleją.
Będziesz czekał długo.
„Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest
bogaty przed Bogiem” (Łk 12,21).
9.VIII.1998 - XIX Niedziela Zwykła
Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. (Łk 12,48)
Jest takie powiedzenie „czas przecieka miedzy palcami”. Marnujemy go na
głupstewka a potem zaczyna nam go brakować na sprawy naprawdę ważne.
Ba – żebyśmy jeszcze wiedzieli, które to sprawy są naprawdę ważne! Pewnie
wtedy byśmy ich lepiej dopilnowali!
Gdybyśmy znali wolę Pana, Jego wobec nas plany… Czy dał nam dużo, czy mało?
Robert ma żyłkę do matematyki, Jola ślicznie śpiewa, Mateusz maluje… to
widać i słychać. A ja? Cóż dostałem takiego? I czego się ode mnie wymagać
będzie?
Tak sobie dumasz i dumasz, a tu czas przecieka między palcami.
16.VIII.1998 - XX Niedziela Zwykła
Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz
rozłam. (Łk 12,51)
I znów nas Pan Jezus dziś zasmuca. Znów Go nie rozumiemy. Znów gotowiśmy
gderać „trudna Twa mowa…” Przecież nie takiego Mesjasza chcieliśmy! Miało
być tak słodko, miłośnie, sielankowo… a tu nagle okazuje się, że grozi nam
rozłam: „troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu” (Łk
12,52)! Czy tak mówi Książę Pokoju, Bóg Miłości?
Pan Jezus mówi, że nie będzie żadnej sielanki, żadnej idylli. Nie składa
pustych obietnic, nie zostawia uczniom złudzeń, że wraz z Odkupieniem na
Ziemię wróci raj.
My już wiemy, że nie wrócił. Mimo to ta twarda mowa nas zasmuca. Jakoś
chętniej nadstawiamy uszu politykom-demagogom, którzy obłudnie i cynicznie
wciąż taki raj nam obiecują.
23.VIII.1998 - XXI Niedziela Zwykła
Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni? (Łk 13,23)
Lekturę dzisiejszej Ewangelii należy polecić przede wszystkim tym,
którzy dali się ponieść lukrowanej wizji chrześcijaństwa napierającej
głównie z Zachodu. Dominuje w niej przeświadczenie, że jakakolwiek kara Boża
jest nie do pogodzenia z nieskończoną, miłością i miłosierdziem Najwyższego;
atrybutów tych nikt wszak kwestionować się nie ośmieli.
Myślenie takie jest płaskim antropomorfizmem, próbą wtłoczenia Boskich
bezmiarów w przestrzeń ludzkiej logiki. Sami logicy wiedzą, że w niektórych
jej obszarach pytanie o prawdę, lub fałsz pozostaje bez odpowiedzi (są to
tzw. antynomie. np. czy Pan Bóg, będąc wszechmogącym, może stworzyć taki
kamień, którego sam nie zdoła udźwignąć)
Tak czy owak, często postrzega się dziś Boga jako gwaranta, nie zaś wolnego
dawcę przebaczenia. Niektórzy posuwają się wręcz do negacji piekła i
szatana. No bo skoro Chrystus, zmartwychwstając, wybawił świat od grzechu,
Królestwo Boże jest pewnością, więc gdzie tu miejsce na piekło? To tylko
straszak używany przez księży...
Tymczasem szatan i piekło pojawiają się nierzadko w naukach Jezusa; są przy
tym dojmująco realne. Tymczasem Królestwo Boże i zbawienie obwarowane są
w naukach Jezusa niełatwymi do przebrnięcia barierami. Tymczasem w całej
serii przypowieści o Królestwie Bożym przewija się motyw podziału na
zbawionych i odrzuconych. A w dzisiejszej ewangelii czytamy wprost: „powiadam
wam, wielu będzie chciało wejść, a nic będą mogli” (Łk 13,24).
Zbawienie, jakie przyniósł Chrystus poprzez swą śmierć i zmartwychwstanie,
nie daje nikomu żadnej gwarancji. Gorzej: nikt nie jest w stanie powiedzieć,
gdzie przebiegnie granica podziału na sprawiedliwych i niegodziwych!
Przeczuwamy niejasno, że w sprawę uwikłane jest sumienie, że nie tyle
„obiektywna” waga występku, co nasz rezonans będzie się liczył. Przypomnijmy
sobie, jak Jezus napiętnował faryzeusza i jego obłudną modlitwę.
Przypomnijmy sobie „wdowi grosz”. Przypomnijmy sobie zabieganą Martę i
zasłuchaną Marię.
Jeśli zawodnik nie zna reguł biegu (ilu z czołówki otrzyma nagrodę), zostaje
mu tylko jedna taktyka: biec co sił w nogach, nie oglądając się na innych.
Lecz w przypadku Królestwa Bożego i ta analogia kuleje. W końcówce
dzisiejszej ewangelii Jezus mówi: „Tak oto są ostatni, którzy będą
pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi” (Łk 13,30).
Jeśli zdołałem cię skołować, nic załamuj się. Po prostu rób swoje. Wypełniaj
dwa najważniejsze przykazania.
Wiesz, które.
30.VIII.1998 - XXII Niedziela Zwykła
Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony. (Łk
14,11)
Jeśli miewam chwile zwątpień, to równowagę przywraca mi świadomość, że
bilans sprawiedliwości tego świata nie jest zamknięty. Że na arenie dziejów
tak wielu niegodziwców pławiło się w dostatkach i jakoś nie dosięgła ich
ręka sprawiedliwości. Że tak wielu biedaków los nie oszczędzał od marnego
początku do równie marnego końca. Gdyby ten koniec okazał się prawdziwym
końcem - świat byłby bezsensowny A ja nie umiem pogodzić się z bezsensem
świata. Wierzę, że sprawiedliwość dopełni się - Tam. Wierzę, że „kto się
wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
Nie, nie dyszę chęcią rewanżu, nie marzę sobie, że Bóg już tam tym
niegodziwym bogaczom dosoli a biedaków hojnie wynagrodzi. To prymitywna
logika. Może to szokujące, ale tu nie chodzi tylko o bogactwo materialne.
Także o duchowe. Otrzymałeś od Boga dar: umiejętność głębokich przeżyć
religijnych. Przeżywasz więc. Jest ci tak dobrze tym zatopieniem
w modlitwie, odczuwasz wielką przyjemność z tak bliskiego kontaktu
z Bogiem...
A obok cierpią ubodzy bliźni. Ubodzy także duchem.
Co robisz, by im pomóc?
6.IX.1998 - XXIII Niedziela Zwykła
...nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być
moim uczniem. (Łk 14,33)
Czytana dziś perykopa ewangelijna św. Łukasza rodzi bunt. Są tam słowa wręcz
przerażające: „Jeśli kto przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści swego
ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może
być moim uczniem (Łk 14, 26).
Wyrwany z kontekstu fragment ten sugeruje, że Chrystus - ten najżarliwszy
orędownik Miłości - wzywa nas do nienawiści! I to kogo: najdroższych nam i
najbliższych! Ba - samych siebie!
Następne wersy wyjaśniają nam jednak, o czym naprawdę myślał Jezus,
formułując tak drastyczne zdanie. Chodziło Mu o wskazanie właściwej
hierarchii wartości, jaka powinna cechować Jego uczniów. Znamy ją z innych
miejsc Ewangelii, zwłaszcza najważniejszego przykazania: będziesz miłował
Pana Boga swego (...) a bliźniego swego jak siebie samego. Najpierw i przede
wszystkim Pana Boga. Potem bliźnich. Pana Boga „ze wszystkich sił swoich” a
bliźniego „tylko” jak siebie samego.
Zatem nie o uczucie nienawiści tu chodzi. Wieloznaczność słów w różnych
językach nieraz zwykła sprawiać figle. W innych tłumaczeniach zamiast
„nienawidzi” mamy „nie żywi mniejszej miłości” (Ks. Seweryn Kowalski), „nie
wyrzeknie się dla mnie” (R. Brandstaetter).
Jezus wymaga od nas solidności. „Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie
usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?”(Łk
14,28) Nie jest uczniem ten, który przyszedł do Jezusa wyłącznie z
ciekawości, lub odruchowego podążania za innymi. Nie jest nim ten, kto żywi
wiarę wyłącznie mocą tradycji, poprzez rutynowe akty życia religijnego.
Uczniem Jezusa jest się z własnego, wolnego wyboru. Wyboru świadomego,
uwzględniającego ową jasno sformułowaną przez Nauczyciela hierarchię: że
przede wszystkim Bóg, potem bliźni i ja sam. Że w sytuacji granicznej On
będzie najważniejszy. Nawet - jakie to trudne! - przed ojcem, matką. Przed
własnym życiem.
Jak u pierwszych chrześcijan rzuconych lwom na pożarcie.
13.IX.1998 - XXIV Niedziela Zwykła
W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż
z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują
nawrócenia. (Łk 15,7)
Niezwykła jest ta Chrystusowa arytmetyka.
Najpierw okazuje się, że za cały dzień pracy w skwarze winnicy otrzymasz
tyle samo, co ten, który najął się na godzinę przed „fąjrantem”.
Potem dowiadujesz się, że gdy cię ktoś skrzywdzi, masz mu wybaczyć - choćby
to uczynił po raz setny.
Na koniec, gdyś się już pogodził, westchnąwszy skrycie: niech będzie, moja
strata - słyszysz, że i tak mniej się z ciebie, wzorowego chrześcijanina,
cieszyć będą w niebie, niż z tego, który po latach kroczenia drogą występku
opamiętał się i wkroczył na drogę cnoty.
Wyobrażasz sobie, że ten ktoś, to może Kwaśniewski, Oleksy, Urban - i krew
cię zalewa.
Nie poddawaj się. Taka jest Chrystusowa arytmetyka. Ona ma swoje korzenie
w Nieskończonej Miłości.
A z Niej można czerpać bez końca. Starczy także dla ciebie.
20.IX.1998 - XXV Niedziela Zwykła
Nie możecie służyć Bogu i mamonie. (Łk 16,13)
Dzisiejsza przypowieść ma troszkę niemoralny wydźwięk. Nieuczciwy rządca,
stojąc przed perspektywą utraty stanowiska, w trosce o swój przyszły los
postanawia zaskarbić sobie wdzięczność wśród dłużników swego pana –
potencjalnie jego przyszłych pracodawców. W tym celu daruje im część
wierzytelności. Kolejna nieuczciwość (wszak dysponuje nie swoją, lecz pana
własnością!) jest nagrodzona pochwałą ze strony pana. Oczywiście, pochwała
dotyczy sprytu, nie nieuczciwości.
Dlaczego Chrystus używa tak „śliskiego” tematu? Abyśmy zrozumieli, że dobra
doczesne („mamona”) są niczym wobec dóbr wyższych. Nie powinniśmy się do
nich przywiązywać, ale używać tak, by owym wyższym celom służyły.
Korzystanie z pieniędzy jest jakby próbowaniem człowieka: czy będzie umiał
korzystać z dóbr większych, które są tak naprawdę dla niego przeznaczone.
Tak trudno to zrozumieć w królestwie mamony.
27.IX.1998 - XXVI Niedziela Zwykła
...Choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą. (Łk 16,31)
Czy to, że istnieję, żyję, jest dziełem przypadku? czy też raczej zamysłem
Kogoś? Czy los miota mną jak wicher zeschłym liściem, czy też raczej kieruje
mną Przeznaczenie?
Pytania stare jak ludzkość. Odpowiedzi też stare jak ludzkość, a z tego, że
pytania owe ciągle są ponawiane wynika, iż tak naprawdę odpowiedzi brak.
„Trochę jedno, trochę drugie” - odpowiada na nie tytułowy bohater filmu
Forest Gump. Choć zewnętrznie był „przygłupem”, trudno nie dojrzeć głębokiej
mądrości płynącej z tej odpowiedzi. Bo przecież wierzymy, że zostaliśmy
powołani do życia przez Boga, zatem istnieje jakieś Przeznaczenie. Ale
z drugiej strony bierzemy udział w grze historii. Dysponujemy wolną wolą,
podejmujemy decyzje... a ich skutki są zwykle tak nieoczekiwane, iż gotowi
jesteśmy ulec wizji zeschłych liści, trzciny na wietrze - jak mawiał Pascal.
Nie ulegajmy pozorom. Otrzymaliśmy dar życia. Otrzymaliśmy jakieś „warunki
startowe”: jeden z biednej, inny z bogatej jest rodziny. Jeden ze wsi, inny
z miasta. Jeden z uzdolnieniami do przedmiotów ścisłych, inny z duszą
artysty... Co z nimi zrobiliśmy? Czy wykorzystaliśmy je tylko do tego, aby
„świetnie się bawić” - jak bogacz z dzisiejszej przypowieści?
Żebrak otrzymał niewiele; niewiele też mógł zdziałać. Bogacz otrzymał dużo,
mógł więc sporo, ale on tylko świetnie się bawił.
Im więcej kto od Boga otrzymał, tym większa jego odpowiedzialność. Dlatego
trudno bogatym wejść do Królestwa (nie jest to niemożliwe - powiada Chrystus
- tylko trudne).
Tymczasem ludzie od wieków „dobrze się bawią” swymi talentami. Niby wierzą
w niebo, lecz postępują tak, jak gdyby go nie było. Głusi na wezwania
mędrców i proroków nie odpowiedzą wiarą nawet gdyby kto z umarłych przyszedł
i dał świadectwo.
4.X.1998 - XXVII Niedziela Zwykła
Wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać. (Łk 17,10)
Każdy jest łasy na pochwały. Chciałby, żeby dostrzeżono jego zasługi,
podziękowano, przypięto order. Dla niektórych jest to nawet główna motywacja
do działania.
W okresie komunizmu lansowano tzw. prawo do pracy. Szczytna rzecz, owszem.
Tylko że niektórzy wyciągali stąd pochopny wniosek, że praca nie jest
obowiązkiem, że pracując, robią pracodawcy łaskę. Ciesz się, że w ogóle
przychodzę do roboty!
A Jezus mówi: całe twoje życie to służba. Nie domagaj się podziękowań,
pochwał. Robisz to, co powinieneś robić. Czyś dyrektorem, murarzem,
ministrantem, nauczycielem, lekarzem, księdzem.
Trochę pokory, człowieku.
11.X.1998 – XXVIII Niedziela Zwykła
Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? (Łk 17,18)
Polskie przysłowie mówi: „Jak trwoga, to do Boga”. Gdy zagrożenie mija,
ulegamy dziwnej amnezji. Czasami nie zdążymy nawet pomyśleć o tym, że
przydałoby się podziękować Temu, któremu zawierzyliśmy los! Tyle
ważniejszych rzeczy wyłania się w szybko rozwijającej się sytuacji.
Dobrą ilustracją mądrości owego przysłowia jest nasz kraj na przestrzeni
ostatnich lat. Pamiętamy przecież przesyconą religijnym zaangażowaniem
atmosferę Sierpnia’80. Nie zapomnieliśmy chyba mszy za Ojczyznę w stanie
wojennym. Ileż razy intonowaliśmy „Boże coś Polskę” unosząc w górę dwa
rozdziawione palce...
A teraz? Teraz bezmyślnie powtarzamy komunały: Kościół nie powinien mieszać
się do polityki... wiara to prywatna sprawa obywateli... krzyże w miejscach
publicznych mogą obrażać uczucia innych...
Gdzie zgubiliśmy naszą religijną gorliwość? Czyż nie jest cudem owa polska
transformacja, ta cała Jesień Ludów? Czy wyobrażaliśmy sobie upadek
komunizmu inaczej jak światowy kataklizm, okupiony krwią tysięcy? Czy -
w całej tej historii - nie czuwała nad nami Ręka Opatrzności?
Ilu z nas zostało oczyszczonych? A ilu przychodzi teraz oddać chwałę Bogu?
18.X.1998 - XXIX Niedziela Zwykła
Jednak ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę. (Łk 18,5)
Dzisiejsza perykopa należy chyba do najzabawniejszych. Uśmiechamy się - bo
przecież doskonale rozumiemy postawę cynicznego sędziego. Ileż razy czynimy
coś dobrze nie z dobroci serca, nie z wewnętrznego przekonania, że tak
należy - ale wyłącznie dlatego, aby mieć kogoś z głowy... Może jest to
natrętny, niczym tamta wdowa, klient?. A może jest to żebrak? Dajemy mu parę
groszy na odczepne - niech idzie z naszych oczu, niech nie rozbudza
sumienia, które potem tak nieprzyjemnie gryzie...
Pan Jezus zdaje się mówić nam dziś, że i takie uczynki są dobre, mimo
niezbyt czystych intencji. Lecz mówi także, że Bóg - jakże nieporównywalny z
cynicznym sędzią - tym bardziej weźmie nas w obronę, skoro wołamy doń dniem
i nocą.
Dlatego nie ustawaj w modlitwie.
Bóg pozwala ci na natręctwo większe niż to u wdowy z przypowieści.
25.X.1998 - XXX Niedziela Zwykła
Gorliwość o dom Twój pożera Mnie. (J 2,17)
Może trudno ci sobie wyobrazić Jezusa z pejczem. Jezusa „wkurzonego” o
oczach płonących gniewem. Takeś się przyzwyczaił do tego
sielskiego-anielskiego Jezuska, tej chodzącej Łagodności o pełnym
miłosierdzia spojrzeniu... Jakże to tak: Mistrz Miłości, Ten, co uczy
przebaczać po siedem, siedemdziesiąt, siedemset razy staje nagle naprzeciw
bliźniego z biczem, „środkiem przymusu bezpośredniego?”
Staje - bo gorliwość o Dom Ojca pożera Go. W Świętym Miejscu nie wchodzą w
grę kompromisy. W Świętym Miejscu nie ma taryfy ulgowej dla nikogo.
A ty może się gorszysz, gdy Kapłan zwróci nieśmiało uwagę matce podczas
nabożeństwa, by troszkę ukróciła niesforne dziecko.
l.XI.1998 - Uroczystość Wszystkich
Świętych
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy
mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu.
(Mt 5,11)
Zniszczyć chrześcijaństwo, zgnieść wyznawców Chrystusa. Cóż prostszego? -
powie niejeden. Jak można nie dać sobie rady z garstką szaleńców, którzy nie
dysponują żadną bronią, ba - w ogóle nie chcą się bronić; zaganiani na areny
potulnie idą w paszcze lwów... - myśleli zapewne cesarze Rzymskiego
Imperium. Niecałe dwa tysiąclecia później wielki Stalin zapyta ironicznie:
Papież - a ile on ma dywizji? Oto przykład nieszczęśnika ślepego na
doświadczenia płynące z dziejów...
Bo ktoś wnikliwie patrzący na owe dzieje rychło zauważy, że chrześcijaństwo
ma oręż przepotężny. Jest nim Miłość. Nie jest to broń przynosząca
spektakularne zwycięstwa. Działa w ciszy i pokorze Ale wygrywa.
Ktoś wnikliwie patrzący na dzieje zrozumie, że walczyć z chrześcijaństwem
można tylko w jeden sposób. Drwić, ośmieszać, urągać
Właśnie to obserwujemy. W prasie radiu, telewizji. Papieża nazywa się
„Breżniewem Watykanu”. Na katolickich duszpasterzach, politykach,
publicystach ochoczo wiesza się psa za psem - a każdy pretekst dobry.
To żadna nowość. Tę „tajną” broń Chrystus przewidział już w początkach swego
nauczania I od razu ogłosił błogosławionymi jej ofiary.
8.XI.1998 - XXXII Niedziela Zwykła
Bóg nie jest Bogiem umarłych lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją. (Łk
20,38)
W pierwsze dni listopada, częściej niż kiedykolwiek w roku, odwiedzamy nasze
cmentarze. Na naszych cmentarzach królują krzyże. Krzyże stawiają zmarłym
ich bliscy. Nawet wtedy, gdy z praktyką wiary nie było za życia najlepiej. A
nawet, gdy jej wcale nie było.
Dlaczego tak jest? Bo Boga kojarzymy przede wszystkim ze śmiercią, niebem -
czyli życiem pozagrobowym.
Tymczasem dziś Chrystus prostuje nasze koślawe wyobrażenia o Bogu. Bóg nie
jest Bogiem umarłych lecz żywych - powiada. Dlaczego?
Bo umarłym już nic nie pomoże - jeśli nie przeżyli swego życia w zgodzie z
Bogiem. Jeśli nie żyli dla Niego. Mieli swe życie - swą szansę - swój złoty
róg.
Jeśli jej nie wykorzystali, nie pomoże im nawet największy, najwspanialszy
krzyż na mogile.
Ale może pomóc twoja żarliwa (by nie powiedzieć - natrętna) modlitwa...
15.XI.1998 - XXXIII Niedziela Zwykła
Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić” „Ja jestem” oraz
„nadszedł czas”. (Łk 21,8)
No dobrze, ale jak rozpoznać tych, którzy są fałszywymi prorokami?
Trzecie tysiąclecie zastało chrześcijaństwo podzielone. Po dziesiątkach
schizm, setkach mniejszych i większych rozłamów, których powodem nierzadko
była ludzka małość, pycha - ta sama, która towarzyszyła pierwszym rodzicom w
raju - mamy dziesiątki kościołów i setki, jeśli nie tysiące sekt.
Niestety, nie tak zapewne wyobrażał sobie Mistrz z Nazaretu jedność Jego
wyznawców. Cóż, Kościół tworzą ludzie. Normalni, grzeszni ludzie. Do każdego
może przypełznąć z mroku wąż, by powiedzieć: „nie dawaj się! Twoje musi być
na wierzchu. W końcu w czym jesteś gorszy od innych? Kto powiedział, że to
oni mają rację - choćby za nimi stały setki, tysiące lat mądrości przodków?”
Jak rozpoznać - także w naszym kościele, rozpiętym pomiędzy ks. Tischnercm
i o. Rydzykiem - gdzie leży ta prawdziwa ścieżka Kościoła?
Nie panikuj. Przecież to bardzo proste. Przestrzeń między ks. Tischnerem i
o. Rydzykiem w dużej mierze napinają ci, którzy z Kościołem niewiele mają
wspólnego, a często życzą Mu wszystkiego najgorszego. W Kościele
Chrystusowym jest sporo miejsca - dla jednych i drugich.
Jak rozpoznać tę prawdziwą ścieżkę? Wystarczy podążać śladem wierności i
przywiązania do Kościoła. Śladem tych, którzy mocą decyzji i przyzwolenia
samego Pana dzierżą jego ster.
To Piotr otrzymał ten ster.
To Jan Paweł II, Papież jest Jego prawowitym następcą.
To Jemu i Jego nauce winniśmy wierność i posłuszeństwo.
22.XI.1998 - XXXIV Niedziela Zwykła,
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata
Dziś ze Mną będziesz w raju. (Łk 23,43)
Jak niewiele trzeba, by Chrystus zaprosił Cię do Swego Królestwa! Cóż
takiego uczynił dobry łotr, że Jezus złożył mu tę obietnicę?
Po pierwsze, przyznał, że grzeszył: „My odbieramy słuszną karę za nasze
uczynki.”(Łk 23,41)
Po drugie, uznał niewinność Jezusa: „On nic złego nie uczynił” (Łk
23,41)
Po trzecie, poprosił: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do Swego
królestwa”(Łk 23,42). Tym samym uwierzył w Niego A nie było to łatwe -
w końcu Jezus konał obok na krzyżu Z ludzkiego punktu widzenia był słaby i
bezsilny.
Minęło dwa tysiące lat. My już dobrze wiemy, to, czego dobry łotr nic
wiedział: że dramat Golgoty zakończy się „happy endem” Zmartwychwstania.
Mimo to jak trudno nam uwierzyć. Jak trudno poprosić.