Portretowo

Home

 

Kot

dwa zielone słońca
przyszyte czarnymi nićmi
do szarej włochatej tarczy
królują leniwie
pobłażliwym uśmiechom.

kilka precyzyjnych powiewów
włochatego węża bez twarzy
wzbudza miarowy szept żaren
wewnątrz triumfalnego łuku grzbietu.
 

Dworzec

zza kotary tytoniowego muślinu
wyglądają zmęczone gwarem
oczy białej pani kupującej
szlifowane palcami monety
za herbatniki.

walizki budują tunele
nieszczęśnikom goniącym zbuntowane
zegary.

- uwaga, uwaga!
- zaginął pośpiech!
- uczciwego znalazcę...
 

Jedna sekunda egzaminu

świat zacieśnia się
do krętej dróżki ślimaczego pełzania kredy

resztka ocalałych bitów
wymyka się z krtani
dławionej rykiem potężniejących nerwów

oczy
patrzące w umorusane nozdrze pióra
tańczącego na parkiecie rubryk indeksu
zamieniają się w słońca
a w kamienicy ust
zapalają się prostokąty zębów

Westchnienie

przepłynęło obok

małe
bezradne
zagubione

zostawiło
nostalgiczny zapach
smutku

czyje to?
 

Mróz

przyszedł nocą
w majestacie ciszy

nikt go nie widział
może tylko księżyc w pełni
ale on uciekł przed świtem

zdziwiły się osiwiałe przez noc strzechy
naga brzoza zaskoczona białą podomką
kret wściekły że grudy twarde
ryby w stawie walą głowami w sufit

tylko śnieg zadowolony
skrzypi
umizgując się do trzewików
 

Upał

dziś mnie obudziło
niebo szare od chmur
jak miło...

kropelki deszczu
mrowiem pocałunków
pieszczą...

chłodny zefirek
targał moje włosy
chwilę...

ja tu jeszcze wrócę
warknął złowrogo odchodząc
 

Krzyk

wyrzuciłem go z ust
jak nieproszonego gościa

rozedrgał powietrze
rozszczekał psy
i pofrunął na skrzydłach emocji

teraz wraca
mnogością klonów
zrodzonych przez echo gór

czy przyniesie spokój?
 

Wina

twarz zamknięta
w więzieniu dłoni
ciekawskie opuszki
zerkają
do pełnej studni oczu

szare komórki
zawzięcie cerują dziury
wypalone
przez rozgrzane sumienie

już nie ma śladu!
duszyczka jak nowa

tylko serce
wysyła morsem
niespokojne depesze
 

Smutek

przyszedł
nie wiem skąd
taki mały

może z mysiej nory
widziałem kiedyś
jak płakały

najpierw zajął się
ust grymasem
uśmiechu nie będzie
powiedział
no – może czasem...

potem zeszklił oczy
łzą zawisnął
i zwinnie jak łasica
do serca wskoczył

skrzydła mu ścisnął

trzepotało
może trzy dni
może dwa
to trwało

dziś poszedł sobie
po śniadaniu
komu to zawdzięczam?
chyba Tobie
kochanie?
 

Płacz

zaczęło się
od trzęsienia warg

potem
jak u Hitchocka
napięcie rosło

zerwane rzemienie nerwów
zburzyły tamę
na jeziorach oczu

gorąca lawa łez
staczała się z mozołem
po zboczach policzków

krater ust
wyrzucał z siebie
kamienie szlochu

w oazie moich ramion
ociężale
wracał
spokój
a w szklistej powłoce
zastygającej lawy
przeglądało się
moje sumienie
 

Łukasz

... syn waga trzy czterysta długość
pięćdziesiąt siedem jak się czuje
panie no tak jak się czuje matka po porodzie
blaszany grzmot słuchawki wsącza się w mózg
zwycięskim pochodem....

... odnajduję główkę
mały różowy pączek
w rozchylonych płatkach becika
oczy które jeszcze nie widzą
są jak studnia
pełna mej krwi...

... popatrz synu jakie mieliśmy szczęście
przecież mogliśmy rozminąć się w tłumie
jesiennego szelestu
kartek kalendarza...
 

Wiosna

Słońce zdarło kołdrę śniegu z ugorów,
Rozciurkały się strumyki na łąkach,
Las zakupił partię świeżych kolorów,
Zaszumiało wartko życie w drzew pąkach.

Powracają z ciepłych krajów bociany,
Pracowicie rozzielenia się trawa,
W młode listki już jabłonki ubrane,
Śpiewa łąka od kaczeńców jaskrawa.

Rozśpiewają się po sadach wnet pszczoły
A wiatr ciepły pofigluje radośnie,
Strzelą w niebo ptaki trylem wesołym
I rozbudzi się ma dusza przy wiośnie.
 

Lato

Rozedrgało się powietrze od żaru,
Poskromiła żar wieczorna ulewa,
Mrówkom w pracy nie starczyło umiaru,
Zaciążyły w sadach krzewy i drzewa.

Za chmurami nawołują się gromy,
Ważki stroją instrumenty na łące,
Pośród kwiatów gnają pszczoły łakome,
Stoją karnie snopy zbożem pachnące.

Do snu fale ukołyszą brzeg plaży,
Leonidów rój wykwitnie na niebie,
Zanurkuje moja dusza w świat marzeń,
Z nową chęcią ruszę w życie przed siebie.
 

Jesień

Rozzłociło się listowie na drzewach,
Narozrabiał nieco wicher w szuwarkach,
Wystrzeliły stalle ognisk do nieba,
Zabiegały się wiewiórki w spiżarkach.

Już łysieją wszystkie pola i łąki,
Z majestatem mkną kondukty żurawi,
Babie lato niesie wici rozłąki,
Łebki grzybów wyzierają ciekawie.

Szronu mata wnet pojawi się siwa,
Bez mundurów marsz podejmie pułk lasu,
I roztęskni się ma dusza poczciwa,
Za młodością którą porwał wiatr czasu.

Proza Poezja Publicystyka Religia Fotografia Muzyka