Smutek
przyszedł
nie wiem skąd
taki mały
może z mysiej nory
widziałem kiedyś
jak płakały
najpierw zajął się
ust grymasem
uśmiechu nie będzie
powiedział
no – może czasem...
potem zeszklił oczy
łzą zawisnął
i zwinnie jak łasica
do serca wskoczył
skrzydła mu ścisnął
trzepotało
może trzy dni
może dwa
to trwało
dziś poszedł sobie
po śniadaniu
komu to zawdzięczam?
chyba Tobie
kochanie?
Płacz
zaczęło się
od trzęsienia warg
potem
jak u Hitchocka
napięcie rosło
zerwane rzemienie nerwów
zburzyły tamę
na jeziorach oczu
gorąca lawa łez
staczała się z mozołem
po zboczach policzków
krater ust
wyrzucał z siebie
kamienie szlochu
w oazie moich ramion
ociężale
wracał
spokój
a w szklistej powłoce
zastygającej lawy
przeglądało się
moje sumienie
Łukasz
... syn waga trzy
czterysta długość
pięćdziesiąt siedem jak się czuje
panie no tak jak się czuje matka po porodzie
blaszany grzmot słuchawki wsącza się w mózg
zwycięskim pochodem....
... odnajduję główkę
mały różowy pączek
w rozchylonych płatkach becika
oczy które jeszcze nie widzą
są jak studnia
pełna mej krwi...
... popatrz synu jakie mieliśmy szczęście
przecież mogliśmy rozminąć się w tłumie
jesiennego szelestu
kartek kalendarza...
Słońce zdarło kołdrę
śniegu z ugorów,
Rozciurkały się strumyki na
łąkach,
Las zakupił partię świeżych
kolorów,
Zaszumiało wartko życie w drzew
pąkach.
Powracają z ciepłych krajów bociany,
Pracowicie rozzielenia się trawa,
W młode listki już jabłonki
ubrane,
Śpiewa łąka od kaczeńców jaskrawa.
Rozśpiewają się po sadach wnet pszczoły
A wiatr ciepły pofigluje radośnie,
Strzelą w niebo ptaki trylem
wesołym
I rozbudzi się ma dusza przy
wiośnie.
Lato
Rozedrgało się
powietrze od żaru,
Poskromiła żar wieczorna ulewa,
Mrówkom w pracy nie starczyło
umiaru,
Zaciążyły w sadach krzewy i
drzewa.
Za chmurami nawołują się gromy,
Ważki stroją instrumenty na łące,
Pośród kwiatów gnają pszczoły
łakome,
Stoją karnie snopy zbożem
pachnące.
Do snu fale ukołyszą brzeg plaży,
Leonidów rój wykwitnie na niebie,
Zanurkuje moja dusza w świat
marzeń,
Z nową chęcią ruszę w życie przed
siebie.
Jesień
Rozzłociło się listowie na drzewach,
Narozrabiał nieco wicher w szuwarkach,
Wystrzeliły stalle ognisk do nieba,
Zabiegały się wiewiórki w spiżarkach.
Już łysieją wszystkie pola i łąki,
Z majestatem mkną kondukty żurawi,
Babie lato niesie wici rozłąki,
Łebki grzybów wyzierają ciekawie.
Szronu mata wnet pojawi się siwa,
Bez mundurów marsz podejmie pułk lasu,
I roztęskni się ma dusza poczciwa,
Za młodością którą porwał wiatr czasu.